Dziennik miotu F

Tydzień 1.

17.05.2019

Nie planowałam dziennika w tym roku, mam co pisać, ale ugięłam się pod presją :)

Od czego zacząć? Chyba od porodu. Łatwo nie było, Patka zaczęła, ale jakoś jej nie szło, zdecydowaliśmy się więc na cesarkę. Moje doświadczenie z nimi jest takie, że po zabiegu, przez kilka dni suka nie zajmuje się szczeniakami, chyba nie bardzo rozumie że to jej. Pojawiają się w momencie gdy ciało ją boli, nie wie skąd się wzięły, dla hodowcy to masa pracy, trzeba karmić co 2h, masować brzuszki bo same się jeszcze nie załatwiają, pilnować temperatury, bo mama nie za bardzo chce z nimi leżeć… Tym razem było inaczej, Pata wylądowała z nimi z legowisku, wąchała, choć nadal była niezbyt przytomna po narkozie. Maluchy też, część narkozy trafiła i do ich krwiobiegu, więc ich reakcje były dużo wolniejsze. Przystawiłam je do mamy i bez problemu napiły się siary, a Patka jak doszła do siebie po kilku godzinach, zaczęła się nimi zajmować jak zwykle. Jedyny pozytyw cesarki, to znacznie mniejsze lochia. Trochę krwi po zabiegu i w zasadzie nie trzeba ciągle sprzątać drybedów, jak przy normalnym porodzie.

Przedstawiam bohaterów tego odcinka: Pata – najcudowniejszy pies na świecie.

Suczki: Zielona standard, Różowa standard, Biała – 3 korony, Czarna -3 korony.

Pieski: Lemonkowy standard, Fioletowy standard, Żółty standard, Pomarańczowy standard.

Pomarańczowy już dostał ksywę Kermit, jest najmniejszy i sutki są dla niego trochę za duże, więc kiepsko sobie radzi z jedzeniem, dostaje ekstra porcje z butelki. W zasadzie nic się nie dzieje, maluchy jedzą i śpią, Pata też gdy się nimi nie zajmuje, ale ja muszę być cały czas w kojcu, bo jak się wszyscy kręcą, to co chwila któryś maluch ląduje pod Patą, a wtedy bohater domu – czyli ja, rusza z misją ratunkową. Patka nie zauważa też wszystkich kupek, albo nowa pojawia się gdy poprzednią sprząta, więc jej pomagam, bo w przeciwnym razie, połowa miotu będzie do czyszczenia. No i denerwuje się, gdy któryś maluch odpełznie za daleko od niej, wtedy najpierw piszczy, a jak ja nie zareaguję od razu, próbuje go przenieść bliżej. Najpierw złapała za głowę żółtego, ale ja krzyknęłam, myśląc że robi mu krzywdę - i puściła. Spojrzała na mnie, na malucha i następnym razem złapała za wstążeczkę. Nie wiem czy tak jest lepiej, ale przynajmniej nie zrobi im dziur w skórze. I od tej pory, transport odbywa się przy pomocy wstążeczek.

Są jeszcze Lusia i Iita, niestety w depresji J Lusia ma ciążę urojoną i chętnie by się zajęła dziećmi Patki, ale matka nie pozwala, warczy już jak Luśka wchodzi do pokoju, więc trzyma się blisko drzwi, Iita zaś, która przy poprzednim miocie nie mogła opanować ciekawości, teraz nawet nie próbuje tu wchodzić. Obie siedzą w sypialni na łóżku – nie mam sumienia im zabronić, a życie przeniosło się do salonu z maluchami, więc jedyna rozrywka to spacer z Wojtkiem. Mam nadzieję że za kilka dni im przejdzie.

20.05 poniedziałek

Właśnie dostałam sms z gminnego centrum powiadomień, że zbliża się burza z gradem i w ogóle koniec świata i prądu może nie być, co mnie zmotywowało żeby nie odkładać wpisu na później.
Sytuacja zmienia się dynamicznie, po pierwsze, wraz z ciepłem pojawiły się muchy. Pata poluje na nie z uporem maniaka, jak bzyczy coś w pobliżu, nie patrząc na maluchy wyskakuje w górę próbując upolować wroga. Przeszłam już kilka zawałów, efekt jest taki, że siedzę w legowisku i sama poluję, żeby Pata nie skakała po dzieciach.

Od czasu do czasu, ma jakieś zawirowania hormonalne, leci na sofę i kopie, jest niespokojna i w legowisku ciągle coś poprawia, przesuwa maluchy w inny kąt, albo wymyśla ćoś innego. Wiem że za kilka dni to minie, więc staram się ją uspokoić, ale ze 2 razy na dobę mamy takie atrakcje.

Poza tym, norma. Kontrolne ważenie, dokarmianie Kermita, czyszczenie Patki, przenoszenie maluchów z mamą na legowisko żeby posprzątać w kojcu i wkładanie spowrotem. Kermit już ssie jak reszta, ale i tak dostaje dodatkowe porcje. Jest najmniejszy, więc reszta z łatwością odpycha go od sutków, dlatego jak jest karmienie (co1-1,5h) siadam z nimi i pilnuję żeby spokojnie się najadł. Dostawiam też do największych sutek te dzieciaki, które najmniej przybrały na wadze. Wczoraj była to czarna sunia - moja ulubienica, w efekcie dziś waga pokazała, że przybrała najwięcej, prawie 100g. Jest tak sprytna, że teraz jest przyssana cały czas, nawet jak śpi, nie puszcza sutka. Inne odchodzą, kładą się obok, a ta pilnuje miski. Zielony chłopiec cały czas usiłuje spać na Patce, pod uchem, na szyi, pod udem, na grzbiecie, ma dużą inwencję. Różowa sunia za to cały czas gdzieś się oddala i trzeba jej szukać. A właśnie, Pata jak wraca z toalety w ogrodzie, zawsze najpierw je liczy. Dotyka nosem każdego i rano zaczęła piszczeć. Stoi i legowisku, nic się nie dziej, nie wiem czemu piszczy, a ta patrzy na małe, potem na mnie i znów histeria. Policzyłam dzieciaki, okazało się że jest 7, różowa weszła pod kocyk w drugiej części legowiska. Odnalazłam, oddałam matce i się uspokoiła. Cały czas trwa akcja przenoszenia potomstawa bliżej. Najpierw popiskuje i pokazuje mi żebym przesunęła malucha, ale jak nie ma mnie akurat w legowisku, sama przy pomocy wstążeczki przenosi dezertera o te 30 cm bliżej.
Fioletowy ma najdłuższą pręgę, prawie do samego ogona :)
Zdjęcia będą, jak wystarczy prądu na obróbkę.

22.05 środa

Biała sunia i żółty chłopak to żarłoczność master level. Wyglądają jak dwa wieloryby w stadzie rybek akwariowych :) Biała po cichu, przysysa ssię do kolejnych sutków, wyżerając wszystko, żółty jak kończy się mleko, zaczyna koncertować, więc żeby nie oszaleć, dostawiam go do kolejnego. Klub żarłoka uważam za założony na mocnych fundamentach.
Kermit jest przesłodki, w ogóle nie protestuje jak ktoś mu zabierze obiad, idzie szukać gdzie indziej. Nabiera masy w dobrym tempie, ale nadal go dokarmiam na wszelki wypadek.
Pora deszczowa więc muchy zniknęły, ale pojawił się problem z kleszczami u Patki. Wychodzi na chwilę na toaletę do ogrodu, trawa skoszona dzięki Wojtkowi, ale zawsze wróci z pasażerem. Doszło mi nowe zajęcie, przegląd i przejechanie szczotką Patki, tak z 10 razy na dobę. Iita i Luśka, które chodzą na regularne spacery do lasu i na łąki, nie przynoszą niczego.
Wojtek przeczytał dziennik i zapytał dlaczego nie ma nic o nim, to muszę wspomnieć na wypadek gdyby znów tu zajrzał :) Jest dzielny, spędza dyżury nocne przy maluchach, 4h ja potem 4h on, ale dziś zrobił mi prezent i wysłał do łóżka na całą noc. Nie powiem żebym się wyspała, bo Luśka w ciąży urojonej ma nieprzebrane potrzeby przytulania i noc spędziła na mnie. Za to muszę pochwalić się nowym nabytkiem. Mając dość prania materiałowego tunelu, gdy maluchy są duże bo siusiają tam namiętnie, postanowiłam tym razem kupić rurę kanalizacyjną, o dużej średnicy i wkopać ją w ogrodzie, żeby była na stałe w ramach tunelu. No i mam, dostałam nawet pół wywrotki ziemi do niej, z tym że ziemia jest przy garażu, a rura po drugiej stronie domu. I teraz tak transportujemy te pół wywrotki na taczkach, przyznaję że głównie Wojtek, i próbuję wyprofilować ładną górkę nad tym, żeby posiać trawę i żeby mogła tam wjechac kosiarka. Jutro posieję trawę, ale już widzę że większy deszcz spłucze mi nasiona. Jak trawa nie wzejdzie na czas, trzeba będzie położyć sztuczną. Pozostaje kwestia pozostałej ziemi, z tej połowy wywrotki zużyliśmy połowę :) Coś z tym trzeba zrobić zanim male zaczną chodzić, bo na bank będą się tarzać w tym czarnoziemie.
Dziś w planie przycinanie pazurków, więc też zajęcie co najmniej na godzinę, urosły im szybko i zaczynają drapać Patkę w czasie ssania, boję się głównie o miejsce gdzie są szwy po cesarce. A jutro lub w weekend pierwsza kontrola dermoi sinus, mam nadzieję że nic nie znajdę.

Aaa, miałam zrobić sesję zdjęciową indywidualnie, wybrałam do tego skórę z królika, białą, żeby dobrze było widać maluchy, pierwsza trafiła na nią czarna sunia. Szaleństwo wąchania, a potem wzięła głęboki oddech i zasnęła. Nie przewidziałam że sierść królika jest dłuższa niż psa, i malucha prawie nie było na niej widać. Potem wzięłam różową, ta też się zawąchała, ale potem oddaliła się tak szybko że nie zdążyłam wziąć aparatu do ręki. Powtórka, tym razem w jednej ręce aparat, drugą kładę małą znów na skórze, ale zwiała zanim podniosłam aparat. 3 bezowocne próby mnie zniechęciły. Poczekam do soboty, przyjedzie Sylwia i mi pomoże.

Update wieczorny:
Wróciłam z zajęć psiego przedszkola i przypomniałam sobie że dziś nie ważyłam maluchów, więc od razu się do tego zabrałam i powstał wykres. Waga w gramach każdego dnia, w legendzie przy imieniu waga urodzeniowa. Kermit mimo że był najmniejszy, przybrał w takim samym tempie jak reszta.



26.05 niedziela

Nadrabiamy zaległości, choć niewiele się dzieje.

Okres neonatalny, to pierwsze dwa tygodnie po narodzinach. Oczy i uszy są zamknięte, układ nerwowy nadal nie jest całkiem rozwinięty, funkcjonują zmysły smaku, węchu, dotyku i temperatury. Zimno i głód jest sygnalizowane piszczeniem, maluchy instynktownie pełzną w poszukiwaniu matki i instynktownie ssą. Brak jest termoregulacji, i samodzielnego wypróżniania. Do 3 tyg widoczne są charakterystyczne skurcze i drgania ciała, głównie w czasie snu, które z czasem zanikają. W czasie snu, od czasu do czasu któryś szczeka. Gdy wchodzę do legowiska, wywąchują mnie i jeśli jestem blisko, to podpełzają i szykają miejsca żeby się przyssać. Czekamy z niecierpliwością, aż otworzą oczy, wtedy będzie można nawiązac z nimi większy kontakt, powinny zacząć już pod koniec przyszłego tygodnia.
Kermit całkiem nieźle goni resztę, poniżej zdjęcie sprzed 3 dni, razem z największym szczeniakiem, czyli białą suczką. Aktualnie, największym smokiem jest chyba zółty piesek, ale różowa sunia już go dogania.

Pata ma chyba za dużo mleka :) Śpimy nadal na materacu przy kojcu, na zmiany, głównie po to, żeby dostawiać Kermita w porze karmienia, czasem potrafi przespać imprezę. No i Patka, gdy idę do łóżka, ona też się przenosi. Wolę już spać na materacu, niż co 2h wstawać i odprowadzać ją na karmienie.
Lusia i Iita mogą już nawet zostać same w pokoju z maluchami, znają reguły i nie podchodzą do kojca gdy nie ma w nim Patki, a gdy jest, ładują się na materac i obserwują.
Rura zakopana i obsiana trawą, podlewam codziennie, bo wizja maluchów tapalających się w ziemi jest niepokojąca, mam nadzieję że zdąży wzejść.
A tu kolejny portret, z dziś, lemonkowy chłopak, chyba jest szerszy niż dłuższy, większość własnie tak wygląda :)


29.05 środa

Zmiany zmiany, zmiany :) Po pierwsze, maluchy zaczęły chodzić. No dobra, przesadzam, próbują chodzić. Kilka kroków i teatralne bęc na nos, ale się nie poddają. Po drugie, zaczynają otwierać oczy, biała i czarna już tak w połowie, reszta dopiero ma małe szparki. No to się zacznie, jak jeszcze otworzą uszy, koniec luzu, kazdy ruch czy dźwięk wywoła reakcję, zacznie się zabawa na całego :) Jutro ponownie obicinamy pazurki, znów urosły i drapią mamę, razem 144 pazurki do skrócenia. Jeszcze są na tyle małe i miękkie, że wystarczą ludzkie nożyczki do paznokci.
Pogoda taka, że nic nie schnie, zamówiłam więc suszarkę, bo na razie jedno pranie dziennie z drybedów, ale za chwilę będą dwa. Cały dzień zszedł nam na instalowaniu jej na pralce i czytaniu instrukcji, no i działa. Wszystko wyciągam suche i bez sierści, nie wiem jak mogłam bez niej żyć :)
Kolejna zmiana, Luśka i jej ciąża urojona. Mamy etap kopania we wszystkim, musiałam zamknąc sypialnie, bo łóżko nie przetrwa, kopie w sofach, fotelach i wszystkich legowiskach.Powarkuje na Iitę, więc biedna mała przemyka się po domu, dobrze że lubi przebywac w ogrodzie. Gdy Pata wyjdzie do ogrodu, Luśka usiłuje wejść do kojca, muszę jej pilnować, a gdy Pata wraca, najpierw musze zaprowadziś Luśkę do innego pokoju, bo próbuje nie wpuścić matki do dzieci. Zwariowała zupełnie, dobrze że poza obszarem kojca zachowują się normalnie.
Obiecuję, że jutro wrzucę nowe zdjęcia :)

30.05 czwartek/piątek

Sporo po północy, a miałam taki piękny plan, żeby pójść wcześniej spać. Wojtek ma nocną audycję, a w rano wylatuje z kraju, przede mną perspektywa 4 samotnych dni i nocy, więc warto złapać trochę snu. Niestety, wrócił z treningu o 23 i okazało się, że na zawody zabiera inne spodnie i trzeba przeszyć flagę. Próbowałam go przekonać, że nie musi mieć tej flagi na spodniach, ale podobno jako reprezentant kady narodowej - musi. Gwoli wyjaśnienia, leci na Mistrzostwa Europy w szermierce. Wizja poduszki się oddaliła, wzięłam igłę i nitkę (ostatni raz miałam coś takiego w rękach z rok temu) i zaczynam. Okazało się że flaga musi być na określonej wysokośći, jak już ustaliłam jakiej i zabrałam się do szycia, okazało się że to zła nogawka. Zmieniłam nogawkę, ustaliłam wysokość, zabrałam się za szycie, to okazało się że musi być białym u góry :) Przy trzecim podejściu, gdy już wszystko było dobrze, okazało się że zszyłam nogawkę. Tym sposobem przegapiłam porę karmienia, Kermit też, i musiałam go dokarmić. Szycia nie cierpię bardziej niż zmywania.

A z nowości, maluchy zaczynają zasuwać po kojcu jak małe żółwie, zwiedzają, zaczynają badać siebie nawzajem, żółty chłopak dość systematycznie mamlał dziś pysk zielonej suni, nie przeszkodziło to jej w drzemce. Udało się to utrwalić kamerą, niestety nie mogłam się zalogować na swój kanał na YT, więc film jest na fb. Jeśli macie ochcotę, zapraszam tam.

Oczka jak widać otwarte coraz bardziej. Niektóre psy, zwłaszcza żółty, lemonek i czarna, mają parcie na szkło. Jak tylko biorę aparat już są, przeglądam zdjęcia i wszędzie one. Za to pomarańczowy jak tylko w niego celuję, albo znika z wizji, albo odwraca się tyłem. Nieśmiały chyba jest :) Mimo wszystko nowe zdjęcia są w galerii 2 tygodnia. Aż się weirzyć nie chce, że już minęło. Przed nami okres przejściowy, który najbardziej lubię.


31.05 piątek

Najfajniejszy miot jaki miałam :) Pewnie za każdym razem tak piszę, muszę sprawdzić w starych dziennikach :)
Te maluchy naprawdę wydają mi się wyjątkowe. Pamiętam że przy poprzednich chodziłam na rzęsach. Te śpią, jedzą, załatwiają się już same, w nocy cicho, patrzą tymi nie całkiem otwartymi oczkami jak jest jakiś ruch obok nich. Niby otwarte, ale widzą raczej rozmyte plamy, pełne widzenie będzie dopiero ok 6-7 tygodnia. Chyba zaczynają otwierać też kanały uszne, bo jak kaszlę to biała az podskakuje. Logistycznie, sytuacja jest idealna, 8 czynnych sutków i 8 maluchów, musze tylko pilnować, żeby przestawić Kermita i kolejne najmniejsze smoki do najbardziej mlecznych sutków, przynajmniej ze 2 razy w ciągu dnia. Największa jest biała sunia, i już całkiem pewnie staje na łapkach. Wszystkie włączyły funkcję sprawdzania paszczą otoczenia, czyli siebie nawzajem i mnie. Żółty prawie urwał mi rękaw swetra, wziął w "zęby" i zaczął ciągnąc do tyłu, padłam :) Ze śmiechu. Najbardziej fascynuje mnie to, jak sprawnie używają węchu. To jedyny zmysł działający sprawnie od urodzenia. Jak tylko wejdę do legowiska, już słyszę ten charakterystyczny dźwięk - wciąganie powietrza. Szurają nosem po podłożu, ale jak nie znajdują źródła zapachu, to już unoszą głowę i próbują górnym wiatrem. Absolutnie niesamowite obserwować to w tym wieku.
Musiałam wywalić wszystkie proszki do prania, kichały po nich jak zające, teraz pierzemy sodą i jest spokój na drybedach. Wojtek poleciał, walczy w niedzielę, a ja sobotę i niedzielę trochę pracuję, więc wpadnie Sylwia i posiedzi ze smokami. Patka ją zna i uwielbia, więc nie będzie problemu, będę musiała tylko po powrocie policzyć szczeniaki, czy jakiegoś nie wyniesie w torbie :) Ale na bank zrobi masę filmów, pewnie nawet pełnometrażowych :)

 

Tydzień 3

03.06 poniedziełek

W sobotę, maluchy zostały pierwszy raz odrobaczone. Pyrantelum w zawiesinie, strzykawka w pyszczek i po sprawie. Dużo większym problemem jest obcięcie pazurków. Nie da się ich podejść w czasie snu, bo jak tylko mnie wywąchają, już pobudka i próby wyssania. Wzięte na ręce kręcą się jk piskorz, żadnych szans żeby nie obciąć łapki razem z pzurkiem. Najlepiej idzie obcinanie podczas ssania, gdy mleko leci wkładam rękę pod ich łapkę uciskającą listwę melczną, a drugą ręką z nożyczkami działam. Niestety podczas jednego posiłku daję radę załatwić tylko 2 szczeniaki. W tym tempie, jak oblecę wszystkie, będzie trzeba zaczynać od początku. Poza tym, jest wesoło. Reagują na światło i ruch, jak zaczynam kaszleć, mam w kojcu stado surykatek. obserwowanie ich to prawdziwa przyjemność, zaczynają się już kontakty między nimi, głównie polega to na zjadaniu sobie nawzajem nosa, ale ssą sobie łapki, łapią się za ogony... Potrafią siedzieć i wyglądać za kojec. Wczoraj fioletowy kilka razy próbował dać nogę z domu, sukces osiągnął dopiero w nocy, obudziły mnie pazurki na twarzy. Dobrze że położyłam materac przy samym wyjściu z legowiska, przynajmniej wylądował na miękkim. W zasadzie nie ma już powodu żebym tam spała, mogę wrócić do sypialni, ale jakoś odkładam to na następną noc :)
I na koniec cytat z mojej książki:

Okres przejściowy ( 3 tydzień) to czas w którym następują spore zmiany w rozwoju szczeniąt. Układ nerwowy nadal nie zakończył rozwoju, ale otwierają się oczy (pełna sprawność widzenia będzie dopiero ok. 7 tyg) oraz kanały uszne. Maluchy mogą reagować drgnięciem na głośny dźwięk czy hałas. Szczeniaki zaczynają już załatwiać się same, szukając oddalenia. To również początek pierwszych zabaw i świadomych zachowań socjalnych między rodzeństwem. Machanie ogonem zaczyna być oznaką radości.



05.06 środa

U nas sporo zmian. Po pierwsze, wzrosła dawka jedzenia dla Paty i zjada 2,5 kg mięsa na dobę. Maluchy zasuwają na łapkach coraz sprawniej, czasem mają małe wpadki, jak żółty. On zawsze mnie wywącha i pędzi żeby wejść na kolana, jak już jest obok, macha ogonkiem z radości i oczywiście traci przy tym równowagę, więc jest wesoło. Maluchy dostały kolejne pluszaki, służą jako łóżka, większość szczeniaków wchodzi na nie i zasypia. Imprezy zaczynają się wieczorami, jak upał trochę odpuści, pierwszy raz zamiast dogrzewać pokój ze szczeniakami, muszę wychładzać. Pata wchodzi do legowiska tylko gdy: jest po posiłku i idzie nakarmić potomstwo, ja lub Wojtek wchodzimy do legowiska. Poza tym, leży przed i pilnuje, ale chyba ma dość drapania na brzuszku. Obcięłam wszystkim pazurki, ale wczoraj weszłam do nich w krótkich spodenkach i teraz wyglądam jak ofiara przemocy w rodzinie. Uda i kostki mam w krwawe cięcia, nie wiem jakim cudem Pata ma skórę w okolicy sutek w cełości. Będę musiałam spróbowac pilnika, bo samo cięcie pzurów nie sprawia że są mniej ostre.
Zaczeliśmy dokarmianie mlekiem, na razie w miseczce do mini tart, pojedyczno lub po 2, co je motywuje do szybszego lizania. Wsadzają cały nos w to mleko i kichają, ale po chwili załapują co trzeba robić. 15 min na parę, co daje 1h przeznaczoną na karmienie. 4 razy dziennie :) Mięso zacznę podawać dopiero w weekend, trzustka u takich maluchów zaczyna wytwarzać enzymy dopiero po 3 tyg życia, więc musimy jeszcze chwilę poczekać. Zdjęcia sprzed 2 dni czekają na obróbkę, dziś sie nimi zajmę, postaram się też zrobić kilka aktualnych.

07.06 piątek

Pogoda jak w Afryce, 32 w cieniu, maluchy leżą jak wieloryby na podłodze. Wczoraj, spały w swoim legowisku, wyszłam zrobić herbatę, wracam a połowa już bryka na podłodze poza kojcem, nie wiem kiedy to sie stało :) W każdym razie, koniec ery kojcowej, domagają się wypuszczenia, więc rozstawiliśmy barierki, żeby odgrodzić im bezpieczną przestrzeń od kabli itp. Na razie nie interesują się zbytnio zabawkami, więc nie dostają dużej ilośći, głównie zajmują się sobą na wzajem. Gryzą sobie uszy, ogonki i inne częśći ciała, z przewagą pyszczków. Wygląda to prześmiesznie. Wyszły zęby, nie dużo, jakis milimetr, ale to wystarczy żeby Patka założyła stanowisko kontrolne poza kojcem. Lemonkowy wczoraj, najedzony jak bąk, leżał obok niej z sutkiem w paszczy i żuł jak gumę. Mam nadzieję że organizm mamy produkuje w czasie karmienia jakieś substancje przeciwbólowe. Czasami maluchy ssą, ssą, i nic nie leci, więc już legalnie, dokarmiamy całą bandę mlekiem. Zrezygnowałam z sesji indywidualnych, reszta wywąchuje co się święci i leci galopem do miseczki, więc rano dostały w zbiorczej, specjalnej misce wszyscy razem. Połowa włazi w miskę łapami, starałam się karmić je grupami, ale druga podnosi taki wrzask, że machnęłam ręką. Wyjmuję dzieciaki w mleka, za kilak dni załapią że wystarczy wsadzić w miskę tylko język, ale na razie wszystkie chodzą mokre po karmieniu, a jeśli Pata nie wyliże ich dokładnie i mleko wyschnie na sierści, wyglądają jakbu miały egzotyczną wysypkę. Udało mi się znaleźć drugą miskę, więc po powrocie Wojtka zrobimy karmienie na dwie ręce. Na razie chyba za gorąco na jedzenie, nawet Patki nie chcą ssać. Jak temp. spadnie, czeka je pierwsza wycieczka na taras, a jutro - debiut mięsny, postram się zrobić video.

Fioletowy załapał, że jak się złabie brata za obroże, to szybciej się wywali. Praktyka czyni mistrza i sądząc po efektach za moimi plecami, chyba jest już niezły :)
Ja głównie nastawiam prania, leją jak szalone, nie pamiętam czy poprzednie mioty też tak miały. Pralka chodzi całą dobę, położyłam dziś pierwszy podkład, jedna kałuża, reszta na drybedach. Siedzę też w legowisku i wkładam nos w pyszczki, ten zapach jest obłędny, takie mleko z miodem. Wojtek mówi że pachną gumką myszką z dzieciństwa :) jestem większą atrakcją niż rodzeństwo, jak mnie wywąchają, to biegną na wyścigi, może dlatego że mniej piszczę w trakcie gryzienia. Za kilka dni to się pewnie zmieni, jak wyjdą całe mleczki. Aaa, zapomniałam wspomnieć, pomarańczowy przeskoczył czarną dziewczynę wagowo :)


TYDZIEŃ 4

09.06.niedziela

Maluchy skończyły 3 tygodnie i znów mamy zmiany. Przeniosłam towarzystwo na taras w dzień, więc w przerwach drzemki zwiedzają, trochę nieśmiało, ale za każdym razem coraz dalej. Wprowadziłam mięso, wołowe na razie, wsuwają jakby świat miał się skończyć, walka o mięso jest bezwzględna, mleko nie wywołuje takiego szaleństwa. Filmik z pierwszego karmienia jest opublikowany na moim fb. Nastąpiło też przemeblowanie w pokoju, kojec pojechał pod inną ścianę, tak aby wydzielić im wokół więcej miejsca, bo rano był bunt pod drzwiczkami. Bawią się nadal w gryzienie, zaczyna też być widać różnice w charakterach. Kermit na razie jest najgrzeczniejszy, nie piszczy jak mleko się skończy, jak się zgubi to spokojnie szuka drogi powrotnej. Biała suczka to będzie łobuz pierwsza klasa, a ja wpadłam po uszy z żłótym. Nie mamy w planie zostawiać samca, ale on jest taki kontaktowy i przytulasny, że nie wiem co z tego wyjdzie :)
Pazurki obcięte, dziś zaliczyliśmy też wyścigi motocykli na naszej drodze, więc maluchy miały okazję poznać nowy dźwięk. Z tym chyba nie będzie problemu, odkąd zdjęli progi ograniczające prędkość, ludzie jeżdżą jak po autostradzie. Mamy też całą masę różnych ptaków w ogrodzie, i dziś, gdy na tarasie były same maluchy, całe wycieczki wróbli i srok korzystały z psiej miski z wodą. Szczeniaki ich nie zarejestrowały, choć były obok, wzrok nadal jeszcze nie funkcjonuje w pełni, widzieć jak dorosłe będę dopiero ok 7 tygodnia. Złapaliśmy się dziś na tym, że nadal nie mamy imion dla nich, trzeba będzie zorganizować wieczór z weną i kalamburami :)

 

11.06 wtorek

Jak żyć, droga redakcjo? A w zasadzie jak przeżyć. Na zewnątrz Afryka, w pokoju 26, więc o 9 rano zakończyliśmy przygodę z ogrodem, bo maluchy nie dawały rady i wróciliśmy na stare śmiecie. Nie mają sił się bawić w tym upale, więc leżą jak wieloryby wyrzucone na brzeg. Rozłożyłam matę chłodzącą, mokre ręczniki, ale jakoś specjalnej różnicy nie widzę. Wczoraj wyszły do ogrodu dopiero ok 18.00, było chłodniej ale za to straszna ilość komarów, więc robiłam za niewolnika z wachlarzem. Małym się upiekło, ale Luśka wyglądała jak jeden wielki bąbel, zaczęła wchodzić w krzaki i drapać się gałęziami, więc wróciliśmy znów do domu. Taka pogoda ma się utrzymać do połowy przyszłego tygodnia, mam nadzieję że nie zwariuję wczesniej.

Ponowna kontrola maluchów wykazała, że lemonkowy ma dermoid sinus, pierwszy taki przypadek w mojej karierze hodowcy. Co miot to nowe doświadczenie, niezależnie od lat praktyki, nigdy nie można być pewnym czegoś na 100%. Jedyna zaleta z tego jest taka, że będę mieć zdjęcia ilustrujące do mojej książki. Do czwartku mam czas na kontrolę tekstu i formatowanie, a potem już wysyłam do redakcji, a sama zajmę się opracowaniem zdjęć. Nie wierzyłam że ten moment kiedyś nadejdzie.

Z naszych codziennych rytuałów, poczynając od rana, to najpierw wyniesienie towarzystwa na trawę, gdzie pilnuje ich Wojtek, a ja sprzątam legowisko i plac zabaw. Muszę przyznać, że na posłanie tylko sikają i już nieliczne, większość szczeniaków wychodzi przed i leje pod samym wyjściem z kojca. Oczywiście kolejne wychodzące wchodzą w kałuże, więc położyłam tam podkład. Wszystkie kupki są na zewnątrz, od kilku dni nie znalazłam żadnej w kojcu, a Pata przestała po małych sprzątać, odkąd jedzą mięso. Jak już umyję podłogę, wstawię pranie, sprawdzę czy pluszaki nie są zasikane, położę nowe drybedy itp. akurat zaczyna się upał i trzeba towarzystwo znów przynieść do domu. W zależności czy Pata karmiła rano czy nie, a zazwyczaj karmi, podajemy mleko rano lub przed południem. Potem zmianowy system zabawy i sprzątania. Małe już zaczęły bawić się zabawkami, wchodzić na przeszkody, gryźć wszystko łącznie z nami i rodzeństwem, łapać za podkłady i wynosić gdzieś tam. Jedne gryzą jak piranie, inne delikatnie. Żółty za chwile będzie przybiegać na komendę, jest cudny. Dziewczyny łobuzują jak szalone, to one podgryzają chłopaków, ciągną za ogony i uszy. Kermit gryzie też, ale bardzo delikatnie i nie lubi być gryziony przez rodzeństwo, kończy wtedy zabawę i odchodzi poszukać zabawki, generalnie widać że będzie indywidualistą, albo po prostu czas na szaleństwa jeszcze przed nim. Biała sunia to żarłok jakich mało, zawsze ostatnia odrywa się od sutka czy miski i koniecznie sprawdza kilka razy cza na pewno nie ma już nic do jedzenia. Muszę ją powstrzymywać, bo boję się że kiedyś pęknie, zawsze kończy jedzenie osiągnąwszy doskonały kształt kuli. Fioletowy ma duże poczucie humoru, zawsze gryzie mnie z nienacka i to w bolesne części ciała, ale jak się odrwacam, już ma zęby przy sobie i patrzy z niewinną miną gdzieś indziej.

Po południu, po kilku nastepnych praniach (suszarka jest wynalezkiem wszechczasów), dostają mięso i zaczyna się szaleństwo. W mleku też jest wesoło, ale nie tak jak przy mięsie. Wchodzą całe do misek, biała potrafi się położyć, żeby zająć jak najwięcej jedzenia i jedzą na czas. W mięsie jest wszystko, teraz już wymyśliłam, że kładę na podłogę stare prześcieradło, bo wyciąganie mielonego z drybedów to była syzyfowa praca. W niedzielę jadąc na trening, wyczesałam mięso również z własnych włosów - i tak dobrze że to nie była psia kupa. Po jedzeniu jest znów zabawa, wycieram podłoże na bierząco, żeby nikt sie nie pośliznął na kałuży, a jak padną, ponowne mycie podłogi. Czasem mam czas na zrobienie obiadu, ale kupujemy głównie gotowce. Po miocie zazwyczaj przez pół roku nie mogę patrzeć na pizzę, na szczęśćie mamy niedaleko tajską knajpę, ale wagę i tak trzeba będzie zrzucić. Spacer z Luśką i Iitą należy do Wojtka, przed falą upałów zabierał je na rower, więc miałam spokój po ich powrocie, ale teraz musi wystarczyć zwykły spacer. Potem idę ja z Patą - nigdy nie wiadomo dokąd dojdziemy, bo czasem Pacie włącza się opcja "do dzieci", a czasem nie. Wczoraj znalazła padłą żabę i wytarzała się zanim ją powstrzymałam, więc doszła nam jeszcze kąpiel po powrocie. Tak żeby nie było nudno. Nad książką siedzę w nocy, jak całe towarzystwo pójdzie spać. O 2 jest karmienie przez Patę, wtedy sprawdzam czy któryś nie przespał, bo potrafią, i powtórka o 5 rano. Tak że tego, ostatnia przespana w całości noc była przed miotem :) Ale ja to sobie odbiję w lipcu :) Mam plan na tydzień w łóżku. Książki, herbata, ciasteczka pod ręką, a ja wstaję tylko do łazienki :) Jak to marzenia się kurczą gdy ma się szczeniaki.

Aha, dostałam zdjęcie od znajomych, flaga się trzymała jak widać :)



13.06 czwartek

W akcie rozpaczy, kupiłam dziś basen dla szczeniaków. 3 metry dł. chyba powinno wystarczyć? Liczę że będzie tak jak z myciem auta :) Jak rozłożę i napełnię wodą, upały powinny się skończyć :)

Piję trzecią kawę, za plecami małe szczekają podczas snu :) Duże okupują matę chłodzącą i podłogę, nawet Iita nie chce wyjść do ogrodu. Za to nocą życie towarzyskie kwitnie. Po 18.00 przenosimy się na taras, jest jeszcze mocno ciepło, więc mokre ręczniki na podłodze mają największe wzięcie, ale towarzystwo wyspane w ciągu dnia, zaczyna rozrabiać. Wczoraj zagoniłam je do domu po 23, bo komary nie miały litośći, choć i tak jest lepiej niż było. Moczę hustkę w wodzie z dodatkiem olejku citronella, przecieram maluchy i komary jakoś dają im spokój, tylko siebie zapomniałam przetrzeć :) Zaczęły się za to meszki, na nie olejek nie działa. W domu podłączam wieczorem preparat na komary do gniazdka (wersja dla dzieci) i w promieniu 2-3 metrów od legowiska jest pusto. Dzięki temu drzwi na taras mają otwarte przez całą noc.

Mam wrażenie że za rzadko jedzą, ale wyglądają jak tłuste kluski, więc chyba przesadzam. Rano dostają porcję mleka, po południu mięso wołowe z żółtkiem, a wieczorem przed snem znów mleko. Oczywiscie Pata też karmi, jakieś 3 razy na dobę, ale szczeniaki są już tak duże, że nie mieszczą się wszystkie przy sutkach. Najmniejszy, czyli Kermit, waży jakieś 2,8 kg, największe 3,2. Od niedzieli wprowadzimy drugi posiłek mięsny z innego gatunku, pewnie będzie indyk.

Od niedzieli, zapraszamy w odwiedziny, Pata już odpuściła, pozwala innym psem zajmowac się szczeniakami, więc z gośćmi nie będzie problemu :)

 

14.06 piątek

Ostatnia doba to był jakiś Armagedon. Głównie w nocy, bo rano, po burzy takie przyjemne, chłodne 30 stopni :) Wojtek miał nocną audycję, więc byłam sama, gdy zaczęła się wichura. Pochowałam co trzeba było, ale sporo gałęzi pospadało w ogrodzie. Maluchy - genialne. Gdy zaczęły się grzmoty, obudziły się, usiadły, wyglądały jak stado surykatek. Posiedziały tak nasłuchując może z minutę, potwem stwierdziły że problem ich nie dotyczy i wróciły do spania. Pata za to, zaczeła się niepokoić i co chwila zaglądać do małych, miałam ochotę ją zamordować. Co zasnęły, to je budziła, wylizywała, aż w końcu odpuściła, ale one wtedy zaczęły nocną imprezę. Siku, kupka, to wszystko 8 razy, ok 2 poszły znów spać, ale wtedy zaczęły się najgorsze grzmoty i błyskawice. Pata, która do tej pory zawsze w nosie miała burze, teraz weszła na mnie w łóżku i tyle było odpoczynku. Potem zaczęło się gradobicie, wyszłam popatrzeć na taras, czy zdążę wprowadzić auto do garażu, ale jak dostałam 2cm kulką, dałam spokój. I tak się bawiliśmy do 4 rano, a potem Pata stwierdziła że nakarmi maluchy. Po tym stresie czułam że mleko to nie najlepszy pomysł, i rzeczywiśćie. Małe miały rozwolnienie, a ja upojny świt. Kermit jest mistrzem świata jeśli chodzi o załatwianie się do miski z wodą. Różowa idealnie wcelowała w otwór piłki, żółty stworzył deseń na króliczej skórce, a któryś nie zdążył wyjść z legowiska i załatwił się w "progu". Sprzątanie było upojne, jak już się ogarnęłam ze wszystkim, nastawiłam pralkę i stwierdziłam że może uda się zdrzemnąć. Wrócił Wojtek i obudził mnie jakieś pół godz. później z radoną nowiną że pralka zalała nam łazienkę. Po tym wszystkim, okazało się, że 30 stopni to miły chłodek i maluchy wytrzymały na tarasie do 13.00, więc zdążyłam posprzątać łazienkę. A potem wszystko zostawiłam na głowie Wojtka i zabrałam lemonka na konsultację z chirurgiem. Zabieg zrobimy najwczesniej w 8 tygodniu, tak żeby wątroba zdążyła się rozwinąć i mogła zmetabolizować narkozę. Bariera krew-mózg też zamyka się między 8 a 10 tygodniem, więc to najbezpieczniejszy termin. Ds nie jest duży, więc powinien to być kosmetyczny zabieg, 10 dni później zdjęcie kilku szwów i po temacie. Młody zaliczył socjal z autem, żadna podróż nie będzie mu straszna, klinika też nie zrobiła wrażenia, większośc czasu przespał no i robił za gwiazdę, wszyscy go fotografowali :)

Jutro - nie wiem co mnie podkusiło i zgłosiłam Iitę na wystawę, aby skończyć championat, wyjazd bladym świtem w stronę Płocka, więc następna relacja najwczesniej w niedzielę. Aha, można nas już odwiedzać od niedzieli, i przy okazji prośba - przygarnę każą ilość gazet. Prasa codzienna, typu wyborcza czy inne, a nie kolorowa prasa, ta słabo wchłania psi mocz :)

TYDZIEŃ 5


17.06 poniedziałek

Mam trochę zaległości, ale też dobre usprawiedliwienie :) W sobotę wybrałam się na wystawę z Iitą, apo powrocie mieliśmy sporo wizyt. Jedną z suczke wymiziała jej nowa rodzina, a przez sobotę i niedzielę trwały wycieczki znajomych z dziećmi.To dla nich dobry czas, bo maluchy jeszcze nie są takie szybkie i skoczne, no i nie gryzą jak szalone, co niebawem nastąpi. Nowy tydzień i nowe zachowania. Maluchy biegają, odważyły się same zejść z tarasu i penetrować trawnik, co najważniejsze, schodzą na trawę zeby zrobić kupkę, i niektóre też już tam siusiają. W dzień, bo w nocy w salonie nie mają jak wyjść więc podłoga przypomina morze żółte. Wstaję w 2 razy w nocy, żeby na bierząco posprzątać. Z nowych umiejętności - biegają bez problemu po wibrującej platformie, załadowały się na huśtawkę, kilka odważyło się wejśc do tunelu. No i rozpoczęła się era drobiu, na razie indyk, ale gryzą jak szalone i jutro dostaną już udka z kurczaka, żeby oszczędziły nasze ręce i swoje uszy.
Zainstalowaliśmy piaskownicę, czekam na piasek, no i zgodnie z przewidywaniami, z powodu pojawienia się basenu, upał zelżał :) Napełniony wodą, czekamy teraz aż się podgrzeje i pod koniec tygodnia, zaczniemy uczyć maluchy pływać. Będzie wesoło :)

Udało nam się zrobić sesję zdjęciową, w pozycjach wystawowych, można też obejrzeć uzupełnioną galerię 5 tygodnia.




Nadzór techniczny nad instalacją basenu :)

19.06 środa (podobno)

Jaki mamy dzień tygodnia, sprawdzam w komputerze, bo wszystkie mi się mieszają. Za wyjątkiem niedzieli, gdy okazuje się że nie mamy nic w lodówce, a sklepy zamknięte :)
Maluchy od wczoraj, mają trzecią fazę zasilania. Nie chodzą, tylko biegają albo skaczą, polują na siebie, na liśćie, na zabawki. Fioletowy dostał ksywę gryzoń - gryzie wszystko, nawet kocyk na którym leży. Wczoraj usiłował skoczyć na białą, ale źle wyliczył trajektorię skoku i przyłożył w drzewo. Karmel, zwany dawniej Kermitem, ma świra na punkcie herbaty. Jeśli mam kubek, to nie odpuści aż nie wywącha gdzie, a potem koncertuje żeby dać mu się napić. Dziś postawiłam na chwilę na podłodze tarasu żeby wytrzeć kałużę, jak wróciłam już siedział z głową w kubku i pił. Całe szczęście że nie posłodziłam ksylitolem. Reszta woli kawę.
Wykonaliśmy wczoraj próbne pływanie, ale woda jeszcze trochę za zimna, i wiatr spory, więc kiedy wyszły z basenu musiałam je trzymać na słońcu, żeby nie marzły, poczekamy na cieplejszy dzień. Biała i Różowa, grupowo dostały nazwę Wołomin, gangsterki pierwszej klasy, jeśli ktoś rozpaczliwoe piszczy, to można z gółry zakładać że któraś z nich bierze czynny udział w napaści. Czarna i zielona sa dużo bardziej spokojne, a Karmel przypomina naszego Watsona. Psi zen i pokój dla wszystkich. Lemon też łobuzuje, ale ma również fazy spokoju, zdecydowanie lubi sam odkrywac różne kontynenty, dziś wybrał się na rabatę z piwoniami i próbował wejśc do piaskownicy. Znaleźliśmy w graciarni stary studencki namiot, więc rozstawiałam żeby miały gdzie się schować gdyby się ochłodziło. Zwiedziły radośnie, ale siedzi tam głównie Pata gdy chce się gdzieś schować przed piraniami.
Zaliczyliśmy też pierwsze hałasy - kosiarka u sąsiadów i przeloty myśliwców. Poprosiłam Wojtka żeby skosił też u nas, ale przypomniał sobie o ważnym spotkaniu w mieście, więc może w piątek je pomęczymy. Czekam aż wróci żeby pojechać po udka z kurczaka dla małych, relacja foto na pewno się pojawi :)

21.06 piątek

Przy tym miocie mamy wyjątkowo wesoło. Wczoraj woda w basenie miała ta samą temperaturę co powietrze, więc rozpoczeliśmy zajęcia z moczenia futerka. Wojtek robił za operatora kamery, a ponieważ byłam w kusej sukience, tylko jeden film nadaje się do publikacji :) Akurat ten, na którym szczeniak jest najmniej zadowolony z zajęć. Trudno. Musicie mi uwierzyć na słowo, że lemonek i fioletowy, po wyjściu z wody, próbowały się wdrapać spowrotem.

https://www.youtube.com/embed/WdPw1EMTu-0

Jak tylko pogoda wróci do normy, będziemy kontynuować, pływanie, a tymczasem, mamy solidne odwrażliwienie burz. Leje od rana, co ciekawe, w Warszawie która jest 10 km od nas, w tym samym czasie świeci śłońce i znajomi nie wierzą w ten armagedon. Trzy burze za nami, mamy garaż pod wodą, jezioro w ogrodzie, mam nadzieję że kret się utopił, to będzie jakiś pożytek. Maluchy na zmianę wchodzą i wychodzą z domu i wszystkie kupki zostały zrobione na trawniku. Sikają na taras i w domu, ale cięższy kaliber już załatwiają tem, gdzie powinny. Wprowadzam też powoli gwizdek przy jedzeniu, więc pojadą do nowych domów ze zrobionym przywołaniem awaryjnym.
Biała wytresowała nas szybko, koncertuje wieczorem, więc biorę ją na ręcę, usypiam, odkładam do legowiska, ale skubana znów zaczyna, więc muszę sie położyć z nią i poczekać aż uśnie, a potem na palcach wyjść. Czarna ją obserwuje i coś czuje że za chwilę ona też będzie próbować. Najbardziej rozczula mnie Karmel vel Kermit, jest jak hipis, totalny pacyfista, raczej nie gryzie rodzeństwa, skupia się na zabawkach, a jesli już gryzie to tylko do pierwszego piśnięcia i puszcza. Za to on jest gryziony notorycznie, gdy widzi że zabawa zaczyna być mało fajna, odchodzi na bok i zajmuje się sam sobą. Żółty zapałał uczuciem do piaskownicy, nie zdążyłam jej napełnić w pełni, i nie wiem czy się uda, bo młody systematycznie zjada piasek. Lemonkowy rozbił bazę na górce z tunelem, imprezują tam oboje z Iitą, choć czasem wybierają się tam również fioletowy i czarna.

https://www.youtube.com/embed/aVocRDQW2WA


Aż nie chce mi się wierzyć, że jutro skończą 5 tygodni. Dostają już 3 posiłki z mięsa - wczoraj miały debiut podudzia z kurczaka, ale jeszcze marnie im szło odgryzanie, więc po kwadransie szaleństwa, mięso zostało porzucone, ku uciesze starszych psów. Do tego jeden lub 2 posiłki z mleka koziego z żółtkiem, no i mama karmi. Najczęśćiej gdy mamy gości, wtedy następuje demonstracja własności szczeniąt :)

TYDZIEŃ 6

24.06 poniedziałek

Mieliśmy dość zajęty weekend. W piątek, po napisaniu poprzedniej relacji, rozpętała się burza stulecia, w sumie były 3. Ostatnia zaskutkowała awarią prądu, co w normalnej sytuacji nie wywołałoby popłochu, ale weź tu posprzątaj kałuże po ciemku. Na jednej wywinęłam orła, weszłam w co najmniej 2 szczenięce kupy no i był problem z liczeniem maluchów po ciemku, bo im sie bardzo podobała zabawa w chowanego. Po deszczu hasały w krzakach i tylko dźwięk miski był w stanie zwabić je na taras. Któryś wrócił z dżdżownicą w paszczy, podejrzewam że fiolet, ale głowy nie dam. On ostatnio aportuje różne okazy fauny i flory, przynosi mi liście różaneczników, fasolki łubinu, kamyczki.... Elektryk, anioł nie człowiek, nie tylko odebrał telefon po 21, ale przyjechał i przepiął nas na jedyną działającą fazę. Odskakaliśmy z Wojtkiem taniec radości, obiecując sobie po raz kolejny zainstalowac generator.
Od soboty przewinęło się sporo gości, nowe rodziny, znajomi z dziećmi i klienci po mięso dla swoich psów, z pytaniem czy mozna zobaczyc maluchy. Widać już po woli różne reakcje na ludzi, jedne biegną szaleńczo, wspinają się na kolana i wylizują twarze, inne statecznie dają się zachwycac nad sobą, a jeszcze inne po chwili czułości wolą zająć się rodzeństwem.

Rozpoczęła się też faza poznawania świata językiem, więc wszystkie zjadają ziemię z kretowiska, piasek z piaskownicy, wyciągają kwiatki z rabat, gryzą pnącza i gałęzi, spodziewam sie rewolucji w jelitach po tej mieszance. Na wszelki wypadek dostają probiotyk, może unikniemy biegunek.
Dziś rozpoczeliśmy karmienie mięsem z kością, mielonym, dostą więc źródło wapnia. Na razie sa na 2 źródłach białka, wołowina i indyk, plus czasem kurczak, ale już zamówiłam kozę i koninę. Kozina na pewno wejdzie bez problemu, znają ten zapach z mleka. Wcinają 3 kg mięsa na dobę, do tego starszaki 4 kg, zaczynam mieć problem logistyczny z rozmrażaniem tego.
Słońce dziś przygrzało, więc były zajęcia z pływania, radzą sobie świetnie, ale postanowiłam opróżnić w nocy basen, zdezynfekować i napełnić tak, żeby z jednej strony sięgały dna, dzięki temu same będa mogły decydować czy chcą popływać, a jednocześnie będzie można włożyć więcj niż jednego szczeniaka do wody. Zapowiada się fajna zabawa :)


Maluchy penetrują coraz dalsze zakamarki ogrodu, bardzo fajnie jest je obserwować i patrzeć jak się rozwijają. Z mniej fajnych wieści, meszki pogryzły fioletowego tak, że nie mógł otworzyć jednego oka, na szczęśćie po kilku godzinach opuchlizna zeszła i wygląda normalnie. Zwiększyłam stężenie citronelli i wycieram tym szczeniaki, ale to nie jest ich ulubiony zapach, jak widzą mnie ze ściereczką, zaczynają zwiewać :) No i kichają po tym zabiegu, ale co robić? Wszystkie produkty "naturalne" które podsyłają mi znajomi, mają w składzie rzeczy, które absolutnie nie nadają się dla małych piesków.

27.06 czwartek

Upalną środę spędziliśmy głównie w domu, było chłodniej niż w ogrodzie. Raz na jakiś czas, maluchy dopominały się wypuszczenia na swobodę, ale zaraz im uszy opadały, więc był karny kurs do basenu, moczenie futerka i w takiej wersji dawały radę szaleć aż wyschły. Wojtek przywiózł piasek, kolejna przerwa w spaniu była w piaskownicy, z której najpierw trzeba było wygonić Iitę. Albo leżała, albo kopała, bałam się że do wieczora nie zostanie grama piasku w środku. Małe tez nie pomagały, pierwsze co, to panierka, a potem grupowe zjadanie piachu. Taką mają fazę rozwoju, że muszą wszystko wziąć w zęby, jak się da to zjeść, a jak nie to pogryźć. Po sennym dniu, ja spędziłam czas ich drzemki na oglądanie seriali HBO - musze przyznac że kilka jest niezłych. Za to wieczór, a w zasadzie noc, bo ochłodziło się dopiero po 21, to już inna bajka. Szaleństwa jak po prochach, chyba musiały zużyć skumulowaną energię :) Biała dostała ksywę Miss Torpeda, rozpędza się i zapomina hamować. Tym sposobem zaliczyła bardzo bliskie spotkania z drzewem, namiotem, szybą w drzwiach tarasowych, brzuchem Iity i oczywiście rodzenstwem. Kermit vel Karmel nagle się rozkręcił, normalnie dusza towarzystwa, choć nadal ma trochę przesuniętą fazę. Wstaje wcześniej niż reszta rozkręca imprezę, a w połowie, gdy wszyscy się bawią, on wraca do legowiska złapac drzemkę. Za to Lenon (czyli lemonkowy) rozłożył mnie na łopatki. Ponieważ w nocy nadal było ciepło w domu, nie miałam sumienia ich zamykać, i pozwoliłam spać na tarasie, ale oczywiście nie bez nadzoru, więc materac, kocyk i kładę się obok. Ha, taki był plan, gorzej z realizacją, wszyscy chcieli spać ze mną na materacu. Przenoszenie na inne miejsca nie zdało egzaminu, wracały szybciej niż ja, więc zaczęłam się kręcić i po kolei zmianiły miejscówkę. Poza Lenonem, ten uparł się, rozpaczliwie wczepiał żeby tylko zostać, no i został, ułożył mi się na szyi i tyle było spania, doczekałam do 4 i przeniosłam się na sofę w salonie, zostawiając otwarte drzwi na taras. A dziś od rana, jak tylko usiądę, mam go na kolanach.

Dostały udko z kurczaka i zjadły prawie w całości, chyba tylko 3 kawałki dokończyły starszaki. Mistrzostwo świata wykonała różowa, walcząc z kurczakiem na platformie wibracyjnej. Po bieganiu na huśtawkach, dyskach, równoważniach, mają lepszą równowagę niż ja.
Zapuszczają się już w cały ogród, standardem jest że gdy liczymy, zawsze jednego brakuje, oczywiście w różnych momentach różnych szczeniaków.
Jutro ważny dzień, pierwsze szczepienie, a potem weekend pełen wrażeń :)

TYDZIEŃ 7

30.06. niedziela

Weekend mieliśmy pracowity. Co prawda pranie już idzie normalnym trybem, bo od 2 tyg żaden maluch nie zrobił siku w legowisku, nie robią nawet na tarasie, wszystkie grzecznie idą na trawę. W nocy się tak nie da, więc rano muszę umyć i zdezynfekowac podłoge w salonie, ale poza dniami takiemi jak dziś, gdy jest gorąco, a trawnik w słońcu i część jednak zostawia kałużę na tarasie, to jest luz ze sprzątaniem. Na komendę myk-myk, leca na tawę i grupowo siusiają :) Koniec z kozim mlekiem, Pata jeszcze 2 razy dziennie karmi, ale nie wiem ile tego leci, więc ja serwuję 4 mięsne posiłki na dobę, 2 bez kośc i 2 z kością.
W sobotę mieliśmy trochę gości, to samo w niedzielę, do tego kąpiel w celu schłodzenia. Cała banda poleciała z basenu do piaskownicy, ale na szczęście wyschły i pasek odpadł przed drzemką w salonie.
W piątek zaliczyliśmy pierwsze szczepienie na choroby wirusowe, i chipowanie, a dziś sesję zdjęciową w pozycjach wystawowych i pręgi. Z głowami było ciężko, bo w słońcu mróżyły oczy, próbowałam po kąpieli, ale wyglądały jak wydry, część udało się złpać wieczorem w trakcie siusiania. Efekty mozna obejrzeć w galerii i i na stronach poszczególnych psiaków.
Aha, zapomniałam wspomieć o największej atrakcji, maluchy dostały jajko przepiórcze, każdy swoje, w całości, całkiem szybko rozpracowały co się z tym robi. Drugie znieknęło w 3 sek :) Co do zabawek, niepotrzebnie w nie inwestowałam, najlepsze są skarpetki Wojtka i końcówka od mopa :)



02.07 wtorek

Przez dwa dni gościlismy właścicielkę ojca szczeniąt, więc maluchy poznały kolejną osobę. Powiększyliśmy plac zabaw o kolejne elementy, ale i tak największe wzięcie ma tunel z rury kanalizacyjnej. Czasem w nim śpią, czasem chowają się przed namolnym rodzeństwem, a przez większość czasu odkopują rurę. W tym tempie przez kolejne 2 tyg powinny sobie poradzić :) Nie wiem czy przechowam ją w garażu do nastepnego miotu, czy od razu zasypać większą ilością ziemi, żeby nastepne miały trudniej. Ale musiałabym chyba zrobić nasyp do wysokości piętra. Porzeczki zostały zdobyte, pogryzione i zjedzone to do czego dosięgły. Sosny wyglądają jak po wizycie bobrów, obgryzione wokół pnia tuż nad ziemią, mam już koszmary w których widzę jak zasypiają z żywicą w pyszczkach, a nastepnego dnia nie mogą ich otworzyć :) Borówki też chyba nie przeżyją tego miotu, rabata przed tarasem zaczyna przypominać ziemię niczyją, skosiły prawie wszystko. Belka podtrzymująca dach nad tarasem też zmniejszyła obwód. Poza gryzieniem wszystkiego, są mega grzeczne. Dziś dostały kacze łapki, miałam nadzieję że jak poćwiczą zęby na nich, dadzą spokój reszcie, ale niestety, płonne to były nadzieje. Pata znosi im wszystkie smaczki, gryzaki, ale chyba ma swoich wybrańców, bo czasem zabiera łapkę jednemu szczeniakowi i zanosi innemu. Jeszcze nie znalazłam klucza.
Dziś zaliczyliśmy porcję hałasów, ludzi w dziwnych ubraniach - czyli mnie w zimowym płaszczu, futrzanej czapce, okularach słonecznych, kapeluszu. Jutro przerobią kule inwalidzkie, rower, no i będa mieć testy. Zobaczymy co w nich siedzi, choć domyślam sie jakie będą wyniki :)


03.07 środa

Dziś zaczeliśmy dzień od testów PAT, wyniki na końcu wpisu, ale wszystkie maluchy sa dośc równe. Liczyłam na to, bo Pata jest bardzo zrównoważona i Eos również. Nie trafił się żaden lękliwy czy nadmiernie asertywny pies. Jedne mają mniejszy, inne większy instynkt łowiecki, jedne z przyjemnośćią aportują, inne wcale, ale wszystki są ukierunkowane na człowieka i chętnie podążają. Testy były przeprowadzone przez osobę której maluchy nie znały, w jadalni do której wczesniej nie wchodziły. Po testach, udostępniliśmy im już cały parter, mogą swobodnie wchodzić wszędzie, ale ogród jest fajniejszy, więc tylko zwierziły wszystkie pomieszczenia i wróciły do wyplaszania kreta.
Wygląda na to że chwilowo się wyprowadził albo wyjechał na wakacje. Maluchy idealnie wywęszyły nowe kopce i rozkopały ile się dało. Chyba niszczą je szybciej niż kret robił nowe i miał tego dość. Może ten stan utrzyma się i po ich wyjeździe? Kolejny postęp mają w odkopywaniu tunelu, z jednej strony już chyba 1/3 przeniosły znad tunelu, do środka. A połowa ziemi na nich wraca do salonu. Do tej pory odkurzałam co 3 dni, ale chyba trzeba będzie zwiększyć częstotliwość, bo już wieczorem chrupie przy chodzeniu.
W ramach socjalizacji przerobiliśmy przypadkowo odporność na nagły hałas, gdy fioletowy pociąnął za pled zwisający z ogrodzenia w pokoju, które runęło z hukiem na podłogę. Te maluchy które były w pokoju w popłochu chciały wybiec na taras, te które były na tarasie chciały sprawdzić co się dzieje, więc zrobił się korek w drzwiach. Mieliśmy farta i przyjaciele którzy robili testy, przywieźli ze soba kule, więc małe obejrzały też człowieka poruszającego się o kulach, a ja wczoraj przerobiłam straszenie ich zimowymi płaszczami. Mogłam poczekac do dziś, byłoby ja znalazł bo upał gwałtownie zelżał.
Teraz śpią po zapasach w sosnach - a propos, czuję się jakby miały być święta, wszystkie pachną żywicą :) Wieczorem planujemy jeszcze przedstawić im rower, a jutro socjal z autem. na piątek planujemy wyprawę-niespodziankę, więc muszą być zaznajomione z pojazdem.


Opis testów tutaj

05.07 piątek

Bardzo intesnywnie spędzony dzień. Ale zacznijmy od wczoraj. Żółty chłopak wybrał się ze mną i Sylvią na wycieczkę do miasta. Reszta w tym czasie prowadziła prace wykopaliskowe, tunel niedługo odkopią w całośći. Dobrze że została nam ziemia, będzie jak znalazł do ponownego zakopania. Co prawda Lusia zwabia tam szczeniaki a potem popycha nosem żeby się turlały w dół, więc też niedługo jej nie będzie. Trawnik przed tarasem już nie istnieje, większość wypalone przez mocz i udeptane małymi łapkami. Część maluchów wygląda jak z horroru, ulubione miejsce do tłuczenia się, jest pod krzakiem porzeczki czarnej, więc mają na sobie wyciśnięte owoce. No i muszę zaktualizować wiadomości dotyczące toalety. Pisałam (chyba), że nie siusiają już w domu. Owszem, ale nie jak pada deszcz :) Na mokrą trawę nie chcą wyjść, wolą nalać w domu. Trzeba kupić nowy mop, ten już nie wyrabia.


Ekipa buowlano-wykopaliskowa :)

Dziś za to, zabraliśmy je do sali szkoleniowej w której prowadzę zajęcia. Dużo sprzętu do socjalizacji, nowe miejsce, no i poznaliśmy nowe psiaki. A potem sesja zdjęciowa, której efekty znajdziecie w galerii 7tyg i na indywidualnych stronach poszczególnych piesków.


TYDZIEŃ 8

08.07 poniedziałek
Weekend, jak wszystkie, mieliśmy zwariowany. Z nowości, maluchy zostały po raz trzeci odrobaczone, wstawiliśmy też metalową klatkę, żeby mogły się do niej przyzwyczaić, w razie gdyby w nowym domu z niej korzystano. Na pewno przyda się tym jadącym za granicę, bo podróż powinna być bezpieczna.
Mieliśmy sporo odwiedzin, ekipę która nakręciła materiał do filmu o rasie, zaprzyjaźnionego spaniela Nugata wraz z opiekunką - maluchy już wiedziały po odwiedzinach na sali, że są na świecie kosmici, więc bez stresu zapoznały się z Nugatem. Następnego dnia odwiedził nas nasz przyjaciel Remus, też ridgeback, ale samiec i maluchy go jeszcze nie znały. No i jeszcze większy kosmita - 1,5 roczna Rózia, która mieszka z Remusem, więc do psów jest przyzwyczajona.





Maluchy deszczowy czas spędzają w domu, biegają wszędzie, jakimś cudem nie zniszczyły nic powaznie, ale wszystko przed nami :) Ściągnęły za to kapustę, nie wiem jak, leży pod stołem na podłodze i jest regularnie sztkowana. Nie sprzątam jej, bo chyba dzięki temu nogi od krzeseł i stołu są jeszcze całe. Luśka ma focha że małe wchodzą do jej pomieszczeń, więc robi awantury, ale mają ją w nosie :) W weekend dostały żeberka kozie i dzięki temu nie oszalałam, zajęły się gryzieniem kości a nie roślin. Odkurzacz zaliczony, choc nie polubiony, pralka i spadające garnki też. Aha, był też rower, Wojtek odmówił dłuższe rundy bo dorwały się do opon, więc jutro mój rower mam być w użyciu :). Zaczynamy też spacery na smyczy poza posesję, na razie była tylko zielona sunia, niestety pogoda nie sprzyja. Zastanawiam się czy złożenie basenu pomoże :)

Udało mi się załadować filmy z pobytu w sali treningowej, więc podaję link do krótszej i dłuższej wersji :)

https://www.youtube.com/watch?v=lmFNnvGZSQk

https://www.youtube.com/watch?v=YxOYji7ne1o

14.07 niedziela

Wybaczcie tę długa przerwę, ale słowo daję, że nie mam kiedy usiąść do dziennika, za dużo sie dzieje.

Ten tydzień wykorzystaliśmy na spacery parami po okolicy, aby maluchy zobaczyły swiat poza naszą posesją, a także wycieczki do miasteczka obok. Ruch uliczny, pociąg, rowery, dzieci, hulajnogi, psy za ogrodzeniami... Na pierwszy ogień poszły te, które pierwsze wyjeżdżają. Niestety nie mam jak zrobić zdjęć, to jak maluchy plączą się na smyczach, uniemożliwia trzymanie czegokolwiek w reku, w zasadzie potrzebuję jeszcze jednej :)
W piątek nasz ulubiony pan weterynarz przyjechał zrobić drugą sesję szczepienia, więc teraz kilka dni kawarantanny. Również w piątek, jako pierwsza, pojechała do nowego domu czarna dziewczynka. Wygląda na to, że bardzo jej się podoba nad jeziorem, choc jeszcze nie weszła do wody :) Dziś za to, opuścił nas lemonkowy chłopiec. Już zapisany do przedszkola, u trenerki naszej szkoły Wesoła Łapka, więc jestem spokojna o jego maniery :) Następne wyjazdy w kolejny weekend, więc czeka nas spokojny tydzień. Wojtek w czwartek wybiera się na wybrzeże, będzie prowadzić festiwal Globaltica. Co roku zabiera ze sobą albo któregoś z naszych dorosłych psów, albo szczeniaka, więc trwają negocjacje, kto tym razem z nim pojedzie. Różowa i biała wyjeżdżają dopiero po jego powrocie, więc próbuję przepchnąć ich kandydatury, ale coś czuję, że pojedzie ze swoim ulubinym Augie, czyli żółtym pieskiem. Chyba że mały znajdzie nowy dom przed wyjazdem. Jeśli wybieracie się na Globalticę i macie ochotę pomiziać naszego malucha, szukajcie Wojtka :)
We wtorek i środę, mamy więc zaplanowane intensywne wizyty w miasteczku. Obiecałam sobie, że ja to kiedys odeśpię :)

TYDZIEŃ 9

21.07 niedziela

Z dziennika zrobił sie tygodnik :) więc podsumowanie ostatnich dni.
Nie chcieliśmy tracić czasu socjalizacji, więc codziennie maluchy wychodziły na spacery i do miasta. jak łatwo przewidzieć, byliśmy w stanie wieczorem jedynie paść do łóżka. W czwartek Wojtek wyjechał, bez szczeniaka, naładować baterie, bym ja po powrocie miała więcej luzu. Wpadła za to Sylwia i zabraliśmy całą bandę do lasu. mamy takie fajne miejsce z kilkumetrowym wąwozem w piasku, maluchy oszalały ze szcześćia. Ganianie, panierka w piachu, kopanie, wyciąganie śmieci, gryzienie szyszek... Spacer w leśnej głuszy też był fajny, wąchanie, tropienie, no i poduszki z mchu :) Małe zaczęły się rozbiegać beztrosko po okolicy, więc stwierdziłyśmy że chyba zaczniemy wracać. Po opanowaniu buntu i różnych form protestu, min. próby wyskoczenia z bagażnika, musiałam się tam władować razem z nimi, żeby nie zwiały. Po powrocie na miejsce, wyjełyśmy je na podjeździe, a one po prostu zasnęły tam, gdzie je postawiłyśmy. To nas skłoniło żeby obliczyc czas wycieczki i wyszło prawie 1,5h. Miały prawo paść im baterie. Spały do wieczora, przerwa na kolację, potem trochę się pokręciły ale bez przekonania i znów padły. Wieczorem przyjechały 2 rodziny do maluchów, ale z prezentacją było słabo, towarzystwo spało. Zjedliśmy kolację, goście przenieśli się do hotelu, a rano zabrali zieloną sunię i fioletowego chłopczyka. Wojtek ostatnio przeniósł na niego swoje uczucia, więc nie móg przeboleć że już nie ucałuje pysia.
Przez kilka godzin miałam luz, do 12 udało mi sie oganąć dom, wyprać wszystki drybedy, posprzątać ogród, wyprać zabawki, przyciąć pazurki, wyczyścić uszy i....stwierdziłam że nie mam co robić :) Natura nie lubi próżni, pomarańczowego coś ugryzło w łapkę. Spuchła jak balonik, ale nie oszczędzał jej w ruchu, więc obstawiłam ugryzienie. Najbardziej prawdopodobne są mrówki, bo miał kroplę krwi przy dużej poduszce, więc raczej na coś nadepnął. Mieszkamy w Mrowiskach, jak sama nazwa wskazuje, tego żyjątka jest tu na pęczki. Wsadziłam w zimne, ale zaczął też źle się czuć, podniosła się temperatura, nie chciał jeść, więc w ramach "nie mam nic do robienia" pojechałam do weta, sotawiając dom na pastę rodzeństwa. Mały dostał antybiotyk, ze sterydem wet kazał czekać, bo szcepienie były dopiero tydzień temu. Niestety w sobotę, łapka suchła jeszcze bardziej, więc kolejna wycieczka do weta i tym razem dostał krótko działający steryd. Musiałam odwołać wyjzad do sali i wizytę Nugata. Stan na dziś jest taki, że młody szaleje, ale opuchlizna zeszła tylko w połowie. Zobaczymy jak będzie jutro. Ogólnie jest wesoło i mam urwanie głowy, albo pada, co skutkuje szatkowaniem domu i sikaniem w środku, bo przecież rr, nawet młody, na deszcz nie wyjdzie, albo upał, czyli też siedzimy w domu, bo na zewnątrz za gorąco. Do tego Iita ma cieczkę, więc muszę moniotorować każde jej wyjście do ogrodu, czy nie ma w nim nieproszonych gości. Jutro wraca Wojtek, więc rozpoczniemy znów wycieczki po okolicy, a jak nie będzie upału, to planujemy wyjazd do parku w Warszawie.
Korekta książki trwa, po weekendzie ma być gotowa okładka, i wydawnictwo czeka aż doślę zdjęcia, a ja nie mam kiedy zacząć postprodukcji. Jak nie zdarzy się cud i ufo nie porwie szczeniaków, to nie mam szans wyrobić się w terminie.



02.08 piątek
Myślę że czas na ostatni wpis, a pracę twórczą trzeba przenieść na obróbkę zdjęć, wydanie książki zbliża się dużymi krokami.
W tej chwili na stanie 4 maluchy, Fozzie vel Pasi (ostania wersja imienia Kermita :) zawładnął moim sercem totalnie.Towarzyszy mi w każdej czynności, jest absolutnie obłędny jeśli chodzi o zaufanie. Gdy robi coś co mi się nie podoba, wystarczy korekta EE, i już przestaje. Przybiega jak wariat słysząc swoje imię, mogę mu czyścić uszka, obcinac pazurki, a on nawet nie mrugnie, patrzy na mnie z takim zaufaniem i uwielbieniem, że serce mi mięknie. Rozważam jeszcze możliwośc oddania go, wyłącznie przez rozum, trzy suczki w cieczce, każda o innej porze roku, to oznacza 3 miesiące męki dla niego. I problemów z prostatą w dorosłym życiu. A przecież kastrować szkoda.

Wojtek w międzyczasie wyjechał na Igrzyska do Turynu, wywalczył brązowy medal, więc nawet nie mogę narzekać że zostawił mnie w takim momencie. Przyjechali za to moi rodzice żeby mi pomóc, i faktycznie, nie miałam czasu ani tęsknić, ani narzekać :) Mam nadzieję że nikt z rodziny tego nie czyta i nie przekaże rodzicom :)
Tata z sentymentu chyba, oglądał codziennie dziennik TVP1, niestety nie dało się tego odusłyszeć, więc wpadałam w wieczorny czarny nastrój. Mama za to, jest fakną prac ogrodowych, nie usiedzi, nie odpocznie, jak dorwie sekator, to już po zabawie. Tnie wszystko jak leci, tym razem zaczęła od piwonii. Przekwitły, więc należy je wyciąć. Nie kwiaty, całe krzaki. Poszła rabata z piwonią i łubinem, zrobiło się tam pusto, a maluchy sa bardzo wrażliwe na zmiany otoczenia i od razu lecą badać "nowe". No i wybadały. Przekopały, wykopały cebulki tulipanów botnaicznych i większość zjadły. Tak więc tulipanów w przyszłym roku nie będzie. Nie wiem ja z piwoniami, obcięcie krzaków przy gruncie raczej dobrze nie wróży. Po otrzymaniu całkowitego zakazu używania jakichkolwiek narzędzi ogrodowych, mama zajęła się pieleniem. I tu druga część historii, bo maluchy dostały jakiejś gorączki wymiany. Wymieniały miejscami rzeczy z domu, z tymi z ogrodu. Czyli: wyniosły koce, poduszkę, kalosze, butlekę z płynem do mycia podłogi, kurtkę Wojtka i coś tam jeszcze do ogrodu. Na ich miejsce przyciągnęły do domu: 2 doniczki z kwiatmi i 2 puste, wiadro, wycieraczkę, małą łopatę, część prania no i prawie wszystkie chwasty wyrwane przez mamę. Razem z korzeniami i ziemią. Ubabrały cały dom, a zostawiłam je na jakieś pół godziny pod opieką rodziców.

To były wesołe dni. Poza tym, chodziliśmy systematycznie na spacery, co 2 dni zabierałam je autem do lasu i nad jeziora. Przełamały obawy co do basenu do tego stopnia, że wygryzły dziurę, więc na pływanie nie mają szans. Wykopały też całkeim sporą dziure w ziemi, tuż przed tarasem i jest to najlepsza miejscówka do popołudniowej drzemki. Jak nie mogę znaleźć jakiejś gapy, to zazwyczaj jest tam.
Prześwietliłam też ogonek żółtego, wygląda że jest ok, ale nie mam pewności czy za jakiś czas, w miare rośnięcia, blok się nie pojawi, więc został ze statusem niewystawowego.
Mam 2 rodziny zainteresowane tym genialnym maluchem, ale gdyby ktoś szukał psiego przyjaciela, to nadal czeka na wyjątkowy dom.
Biała sunia, nazwana przez nową rodzinę Shaga, zna już swoje imię i pakuje się na poniedziałkową wyprowadzkę. Mały gangster, ale też wyjątkowy. Pierwsza domaga się głaskania, przytulania, i najchętniej nie schodziła by z kolan. Sprytne dziecko odkryło że na fotelu jest dużo wygodniej, wpakowała się też na sofę, i w ciągu dnia tam drzemie. W nocy łaskawie zgadza się spać z resztą dzieciarni.
Maluchy skończyły dziś 11 tygodni. Pomarańczowy, ajko najmniejszy, waży 11,5kg, różowa 14,5kg, reszty bałam się sprawdzać :) Myślałam że mały jest mały, ale wychodzi na to, że on jest w normie, a reszta jest duża :)

Uzypełniałam galerię o nowe zdjęcia z naszych szaleństw ogrodowych i wycieczek. Jutro wybieramy się całym stadem do parku w Warszawie, więc pewnie wrzucę też zdjęcia stamtąd. Pozostaje pożegnać wiernych czytelników, zapraszam na wiosnę, do dziennika miotu Rashy. Myślę że będzie się działo :)