Lipiec
Czas zakończyć dziennik. Maluchy już w nowych domach, a my przystępujemy do remontu własnego :) Krzystając z tego że Pata wyjechała na wakacje z Toffikiem, będziemy musieli: odnowić taras, drewno obsikane intensywnie przez szczeniaki wymaga renowacji, wymienić kamień na scianie pokoju maluchów (obgryzione), wycyklinowac drewnianą podłogę w jadalni, pomalować sciany w jadalni (tusz z flamastrów, psie łapy i kilka innych niespodzianek nie dających się wyczyscić), wymienić drewniany regał na książki - obgryziony, wymienić fotel i sofy - ulubione miejsce szaleństw o poranku, skóra podarta po próbach zakopania kosci w fotelu :), zakopać dziury w ogrodzie, posadzić nowe rosliny w miejscach poprzednich, które nie oparły się poszukowaniom kreta :)

Jak tylko nam się uda znaleźć odrobinę czasu, umiescimy zdjęcia maluchów z nowych domów.
A tymczasem.... Zuza, Watson i Pata pozdrawiają :)


21.06.11 wtorek
Od dwóch dni mam 3 stopień zasilania. Myslę że energia jaką mają 3 maluchy, może spokojnie zasilić małe miasto. Po wstaniu (7 rano !) zabieram je na spacer do lasu, gdzie następuje 1,5 godziny nieustającego łomotu. Dzis odkrylismy łąkę z całą masą motyli, więc w przerwie między łomotaniem się nawzajem, poganialismy motylki. Standardowe spacerowe menu, czyli przejechane żaby. Gucio rozrzeszył swoje o nieżywego pisklaka, machnęłam ręką, ale przy zdechłej myszy nie wytrzymałam. Gdyby nie on, dziewczyny w ogóle by sie nie zainteresowały czyms takim, a tak to ganiają za nim jak szalone i walczą o padlinę. Robimy ok 2 km, wydawało by się że trochę ich zmęczy, ale po sniadaniu szaleją dalej w ogrodzie. Czekam aż minie największe szaleństwo i gdy się uspokoją, wpuszczam je do dom. Dzięki temu meble przeżywają (niektóre). Jak mam szczęscie, to zdrzemną się z godzinę i zdążę zjesć sniadanie i sprzątnąć ich pokój. Nie ma to specjalnego sensu, bo do południa i tak zrobią bałagan :) Jak wstaną idziemy zazwyczaj na truskawki, chyba że pada, to roznosi je w domu. Opanowały już wchodzenie na piętro i patroszenie materaca Watsona. Mamy też indywidualne sesje szkoleniowe, bardzo fajnie wszystko wychodzi, poza warowaniem, zwłaszcza Gucio nie lubi tej komendy :) Po południu zabieram któregos na zajęcia, lub wszystkie do parku w Warszawie, pomęczyć inne psiaki. Jesli chcecie się z nami spotkać, zapraszamy w niedzielę , na Pola Mokotowskie.


17.06.11 piątek
Spacerów po miescie ciąg dalszy. Na widok piszczących dzieci, maluchy mają już odruch ucieczki :) Większosć grzecznie pyta czy może pogłaskać, ale zdarzają się i takie, które bez pytania podbiegają z krzykiem i wyciągniętymi rękami. Mamy jedną kamizelkę z przekresloną ręką i maluchy noszą ją na zmianę, żeby choć jeden mógł odetchnąć. Oswoilismy motory, tiry, rowery, rolki... Okoliczne konie zostału grupowo zaakceptowane, zwłaszcza że pachną podobnie jak największy lokalny przysmak :) Żaby w naszej oklicy sa gatunkiem zagrożonym, Gucio miał chyba francuskich przodków.
W domu najlepszą zabawą jest doprowadzanie Watsona do szału i obserwowanie pralki podczas pracy :) Maluchy umieją już grupowy siad, więc skończyło się skakanie gdy niosę jedzenie, wiedzą że nie dostaną jesli nie usiądą. Dodatkowo przy komendzie "siad" i "do mnie" nagradzany jest tylko ten, który zrobi to pierwszy, więc mamy wyscigi psiego posłuszeństwa :) Opanowały też sygnał barku nagrody "EE" i natychmiast przestają gryźć krzesła czy robić inne zabronione rzeczy, gdy to słyszą. Te maluchy to psie geniusze, bardzo szybko się uczą !
Własnie zauważyłam, że od tygodnia nie zrobiłam żadnego zdjęcia ! Musze się poprawić :)

14.06.11 wtorek
Diety żabiej ciąg dalszy. Gucci na każdym spacerze dojada, podstawa to suszone żabki, do tego koński nawóz. Dziewczyny dojadają w warzywniaku. Poprosiłam Wojtka ( a w zasadzie zagroziłam konsekwencjami :) o lepsze ogrodzenie. Postarał się tak, że psy nie są w stanie się przedrzeć, ale ja też nie. Rozważałam wejscie do warzywniaka przez okno w kuchni, ale miałabym problem z powrotem.
Dzis z całą trójką maluchów pojechalismy do Warszawy, zaliczylismy spacer na Saskiej Kępie, oraz Pola Mokotowskie z wujkiem Toffikiem. Poznalismy kilka fajnych piesków i całą masę dzieci biegającyh z wyciągniętymi rękami. Maluchom wszystko się podobało, poza propozycją kąpieli w stawie :)

09.06.11 czwartek
Już wiemy że Gucio (fioletowy psiak) przeżyje jesli się kiedys zgubi. Co potrafi zjesć szczeniak żywiony barem? Chyba wszystko, dzis Gucio znalazł rozjechaną żabę i nie udało się jej wymienić na nic innego. Ani frolic, ani kabanos nie działały, a widok błogosci na pyszczku po konsumpcji żaby - bezcenny :) Skoro francuzi jedzą, to i psu nie zaszkodzi.
Spacer był remedium na poranne sprzątanie. Okazało się że maluchy wyjęły z biurka pudełko z długopisami i flamastrami. Nie mam pojęcia jak. Wszystko pogryzione, ale to akurat mała strata. Gorzej że wszystko wypaćkane tuszem. Mają to chyba po mamie, Zuza jak była mała też zrobił nam taki numer. Po 2 godzinach nieudanych prób wyczyszczenia pokoju i maluchów z niebieskich plam, machnęłam ręką i zabrałam je na spacer, licząc że wytarzają się w piachu i lepiej zejdzie. Wytarzały się, owszem, ale potem była bitwa w młodych sosnach, więc poza tuszem, mają też plamy z żywicy. Przynajmniej te 2 które jutro jadą "do siebie" muszę wyczyscić :)
Młode wytropiły kota. Na spacerze spotkał nas na scieżce, uciekł, szczeniaki go nie wdziały z daleka, ale jak doszły do miejsca gdzie siedział, od razu złapały trop. Jak po sznurku doszły pod drzewo na którym kociak się schronił. Wszystkich kociarzy uprzedzę, że wróciłam tam za chwilę, sama sprawdzić czy poradził sobie z zejsciem - już go nie było:)

08.06.11 sroda
Czy ktos tu jeszcze zagląda? Niestety nie wyrabiam się z pisaniem ostatnio. Maluchów jest z nami 6, niby mało ale pracy więcej niż przy 13. W weekend jadą kolejne, więc może się wyspię :) Wstajemy już o 6, jest jasno i maluchy ani myslą poczekać do 7. Potem już zwykłe szaleństwo. Zostały te najbardziej energiczne, więc wspieram się walerianą. Ogródek warzywny przestał istnieć. Maluchy odkryły pole z truskawkami na drugiej działce i organizują tam grupowe wypady, zadeptały wszystko, zjadają razem z lisćmi. Podobno różaneczniki są trujące dla psów - obalamy mity! Zjadły kolejnego i nadal nic im nie jest, za to ja nie mogę pić kawy bo i tak od rana cisnienie mi skacze jak oglądam zniszczenia. Biała suczka jest mistrzem skoków, w zasadzie nie chodzi tylko skacze. Dzis kosztowała mnie 100 zł - niosłam do bramy zapłacić kurierowi, mała siedziała pod drzwiami, nie zauważyłam potwora. Oczywiscie nie udało się odebrać bo poszatkowała w pół sekundy.
Zmienilismy też plany co do fioletowego pieska - zostaje z nami ! :)

27.05.11 piątek
Ciągle jest nas siódemka, ale wyjątkowo spokojna. Czerwona sunia wyjeżdża w niedzielę, a następne dopiero w czerwcu. Najbardziej stresuje mnie Gucio (od Pszczółki Mai :) czyli fioletowy psiak, na początku czerwca czeka go długi lot więc oczywiscie z nadmiaru troski jest faworyzowany. Dzis był na 2 spacerach :) Najbardziej podobała mu sie wyprawa po wsi w towarzystiw pomarańczowej - złomotali razem Bąbla, kundelka sąsiadów, który jest nie do zamęczenia. Po drodze wyszły do nas 3 szczeniaki sąsiadów, więc ze spaceru wracałam z 3 swoimi i 4 cudzymi psami :) Pomarańczowa chyba ładuje baterie po kryjomu, jak Bąbel padł, zamęczyła fioletowego (musiałam go niesć ostatnie 100 metrów), a po powrocie do domu zamęczyła pozostałą piątkę :) Nasz majątek powiększył się o starą rękawicę roboczą, którą przytargała z lasu :). Na wycieczkę do miasta pojechały za to biała i żółta, było całkiem fajnie (poza ludźmi którzy biegną z wyciągniętymi rękami i nic nie pomaga prosba o niegłaskania psa gdy skacze), do momentu gdy obok zaryczał traktor. Znienacka, ja omal nie dostałam zawału, a biała prawie zbladła :) Ale zostały przekupione resztką pizzy, więc teraz pewnie na widok traktora będą się rozglądać za jedzeniem :)
Starciłam kolejnego różanecznika :(

25.05.11 sroda
Błękitny piesek pojechał razem z Watsonem i Wojtkiem na nagranie reklamówki radiowej Trójki. Tłum ludzi, kamery, krzyki - nic nie wyrwało naszego stoika ze spokojnego stanu umysłu :) Jak tylko materiał pojawi się w sieci, zamiescimy link. A tymczasem ja z resztą - robilismy wycieczki po naszym lesie. Oczywiscie najbardziej stratowały pole truskawek, były też momenty z dreszczykiem. Najpierw Saba wypłoszyła bażanta, co wywarło odpowiednie wrażenie, a potem biała sunia wpadła w biegu na drugiego. Tego już było za dużo, pokłusowała do domu w kosmicznycm tempie, ale o tym przekonałam się dopiero po kwadransie. Co w tym czasie przeżyłam to moje. Zniknęła gdzies w trawie sięgającej pasa, a wracałysmy inną drogą niż zwykle. Na szczęscie okazało się że ma wbudowany kompas i wiedziała gdzie jest dom.

23.05.11 poniedziałek
Dzis wyprawilismy 2 maluchy, które wyruszyły w podróż do Finlandii. Zostało niby siedem, ale jakos mało :) Widać już różnicę w sprzątaniu, kupek mniej, ale za to sikają chyba za całą 13-tkę :) Codziennie odbieramy relacje i zdjęcia z nowych domów, wygląda na to że nasza praca nad socjalizacją nie poszła na marne. Maluchy niczego się nie boją, super znosza jazdę autem, hałas uliczny ich nie przeraża, zaprzyjaźniają się od razu z nowymi psami... Pozostał gromada też się nie nudzi, dzis poznały okoliczne jeziorka, próby namówienia je do kąpieli nie udały się, no ale w końcu woda jeszcze zimna :) Zapoznalismy się z jeżem, który nie był zbyt towarzyski, ale maluchy, szczególnie czerwona, nie ustawały w próbach nawiązania kontaktów międzygatunkowych. Koń sąsiadów okazał się za to bardzo chętny do kontaktów, maluchy trochę mniej, choć oglądały go z fascynacją. Przestałam już podliczać straty, ogród wygląda koszmarnie, ale nie mogę nic zrobić. Jak tylko zaczynam wyrywać chwasty, maluchy chcą mi pomagać i wyrywają wszystko dookoła. Opryski nie wchodzą w grę, więc owoców dużo nie będzie sądząc po ilosci larw i mszyc. O podlaniu pomidorów pod folią przypominam sobie około północy, więc też mają marne szanse... Pod koniec tygodnia wybierzemy się na lotnisko, oswoić fioletowego z samolotem, niedługo czeka go długa podróż.

20.05.11 piątek
Zrobilismy wczoraj błąd taktyczny i dalismy maluchom na kolację surową rybę. Powodzenie miała szalone, ale zapach przetrawionej ryby o poranku nas powalił. Całodzienne wietrzenie pokoju nie pomogło, marynarz może czuć się u nas jak w domu:) Mam nadzieję że jutro będzie lepiej, w każdym razie koniec z rybą !
Do domu pojechały pierwsze dwa maluchy, nie zauważyłam jeszcze różnicy w sprzątaniu czy karmieniu. Jutro jedzie zielony piesek, potem lemonkowa sunia i nasze fińskie maluchy, więc w poniedziałek zostanie połowa. Zobaczymy czy będzie łatwiej sprzątać :)
Biłam się z myslami czy opisać dzisiejszą przygodę, ale co tam. Reszta wpisu tylko dla dorosłych.
Jak codzień robilismy serię spacerów z maluchami po okolicy i lesie. W tej turze była biała i pomarańczowa suczka, oraz Zuza. Dziwne dźwięki słychać była już od jakiegos czasu, ale zajęta myslami nie zwróciłam na nie uwagi. Nagle Zuza wybiegła za zakręt i zaczęła szczekać, za nią poleciały maluchy. Odwołałam Zuzę, wyszłam zza zakrętu, a tam na masce auta "przytulała się" jakas para. Głupio mi się zrobiło że przeszkadzam w romantycznym spotkaniu i oddaliłabym sie szybko, ale maluchy dorwały opuszczone spodnie faceta, biała zaczęła ciągnąć za pasek w jedną stronę, pomarańczowa w drugą, a facet próbował je wciągnąć do góry. Łatwo nie miał, jak to ze szczeniętami każda akcja wywołuje reakcję przeciwną, po krótkiej walce kazał mi zabrać psy. Osoby z wyobraźnią zrozumieją od razu mój sprzeciw :) Nie wiem czemu jego ta sytuacja nie rozsmieszyła, ja i kobieta na masce, dostałysmy ataku smiechu, mam nadzieję że mężczyzna nie nabawił się fobii na psy :)

16-18.05.11
Maluchy poznały już dogłębnie nasz teren. Oznacza to że pokonały ogrodzenie warzywniaka, odkryły stary kompostownik, wykopały kilka krzewów, zjadły 2 różaneczniki (moje ukochane!), połamały drewnianą kratkę na pnącza, zasikały tunel i namiot, które zabierałam na zajęcia psiego przedszkola - trzeba kupić nowe, ukradły 2 pary skarptek i ręcznik, przegryzły rurę od pralki i sciągnęły z biurka teczkę z fakturami. Faktury sądząc po wyglądzie, zostały obsikane i pogryzione, nie wiem w jakiej kolejnosci. No i nie mamy żadnej wycieraczki. Nowa, zakupiona wczoraj, zdawało mi się że pancerna, jest w conajmniej 100 kawałkach . Aha, wyciągnęły też puchową kołdrę przed dom i tam wypatroszyły. Wszystkich odbierającyh w weekend maluchy uprzedzam - nie zamierzam sprzątać, przygotujcie się na chaos :) Nowa pasja szczeniaków, to rozkopywanie kretowisk, mam nadzieję że powtórzą sukces z poprzedniego miotu i upolują jakiego gada który niszczy mi trawnik.
Nową tradycją są wycieczki po okolicy. Wiejskie psiaki czekaja na nas na drodze i zaczyna się zabawa. Nasz ulubiony sąsiad Bąbel jest znakomitym towarzyszem, maltretuje szczeniaki umiarkowanie i sam daje się maltretować :)

13-15.05.11
Weekend spędziłam na spotkaniu trenerów Wesołej Łapki w Wisle. Dwie gapy pojechały ze mną - rożowa sunia i fioletowy piesek. Podróż spędziły razem z Toffikiem, bratem Zuzy, który wcisnął się w cianę bagażnika i tak spędził całą drogę. Maluchy głównie spały, gdy okazało się że nic nie uda się wyciągnąć z walizki. Po przyjeździe dzielnie wąchały nowe miejsce, obeszły teren i zapoznały się z nowymi, psimi kolegami. W sumie poznały ok 10 psów. Była lekka panika gdy 3 labki na raz przybiegły się przywitać, ale dzielnie to zniosły. Pata (czyli różowa sunia) drugiego dnia wskoczyła nawet jednemu na głowę. Wieczory psy spędziły w barze, w towarzystwie rozbawionych ludzi, piwa i innych atrakcji. Najważniejsza częć socjalizacji już więc za nimi :) Poćwiczylismy również podążanie za przewodnikiem, ćwiczenia z chodzenia na luźnej smyczy i przywołanie. Poszło swietnie !



12.05.11 - czwartek
Trwają przygotowania do wyjzadu i losowanie tych szczęliwców, którzy się z nami wybiorą. Uczymy się chodzić w obroży i na smyczy, oczywicie z kieszenią pełną przysmaków. Czerwona przyniosła dzis paczkę papierosów. Zamkniętą, z akcyzą, ciekawe bo żadne z nas nie pali. Chyba podniosę jej cenę, ten pies to czysta inwestycja przy obecnych cenach papierosów. Gdyby jeszcze przyniosła karnister z paliwem, albo chociaż butelkę wina, to na pewno została by z nami :)


11.05.11 - sroda
Maluchy miały dzis niespodziankę - w odwiedziny wpadł zaprzyjaźniony buldożek francuski, Dyzio ! Czerwona sunia się zakochała :) Dyzio wywarł na niej takie wrażenie, że zapewne do końca życia będzie pałać namiętnoscią do małych, pomarszczonych :) Szaleństwom nie było końca, maluchy najpierw zajęły się atrakcją, a potem sobą. Dyzio biegał zdecydowanie za wolno, żeby być atrakcyjnym towarzyszem zabaw na dłużej. Karmelek, czyli brązowy chłopak przespał większosć wizyty. Zaszył się w przedpokoju pod szafką na buty i jakos go przeoczylismy. Dopiero Dyzio go wywąchał, mały oczywiscie nie był zachwycony że budzi go jakis kosmita, ale szybko sie oswoił z sytuacją. Biała sunia najpierw nie mogła wyjc z szoku że istnieją inne pieski, a potem, jak załapala że Dyzio nie odgryza się tak jak reszta rodzeństwa, zaczęła zapasy. Dyzio przeżył, maluchy też, wszyscy byli zadowoleni a to najważniejsze. Po obiedzie na spacer wyszły 2 maluchy, a gdy wróciłam pod bramą czekała już kolejka - nie udało mi się wziąc ze sobą mniej niż 5, więc wyszlismy całą bandą obejrzeć okolicę.
Do listy strat mogę dopisać kolejne 2 pary spodni - lemonkowa koniecznie chciała mnie powstrzymać przed pójsciem spać i zawisła zębami na nogawce. Ja postanowiłam sie nie poddawać, i poswięciłam spodnie:) Spódnice i dekolty w tym sezonie nie dla mnie - nie zdążyłam obciąć pazurków. Poszedł kabel od kamery Agnieszki - mam nadzieję że nie czyta dziennika i zdążę jej odkupić zanim się dowie :) Pokrowiec od laptopa, jeden chodnik, firanka i 2 kwiatki doniczkowe. Jak tak sięgam do starych notatek, to wychodzi na to, że to wyjątkowo spokojny miot :)

10.05.11
Dzień upłynął nam na szaleństwach. Wywieźlismy do miasta kolejne maluchy, ale nie wiem czy dużo zauważyły, po podróży w ciepłym aucie były wyjątkowo spiące. Potrzeba nowych bodźców zaowocowała wyprawą na dalszą, nieogrodzoną czesć naszej działki, gdzie mamy las i pole truskawek. Pod sosnami są legowiska bażantów, więc i piór dostatek - maluchy przeobraziły się w pterodaktyle :)
Po obiedzie (wołowina mielona z kosćmi i warzywami), wybralismy sie na indywidualne spacerki na smyczy po naszej wiosce. Większosć przechodziła ochoczo 200 metrów, docierała do posesji sąsiadów gdzie króluje szalony owczarek i szybkim truchtem puszczała się w drogę powrotną :) Pięc maluchów ma juz to za sobą, jutro kolejni ochotnicy. Skrzydełka z kurczaka, które ostatnio po wymamlaniu myłam i zachowywałam na dzień następny (wykańczała je potem Zuza), teraz po kwadransie znikały - maluchy zjadają już całe. Zastanawiam się jak jeszcze urozmaicić im zabawę - pomysły mile widziane.
Na weekend zabieram dwa szczeniaki w góry, na zjazd trenerów, gdzie spotkają kilkanascie innych psiaków, więc trzymajcie kciuki !

05-09.05.11
I znów nadrabiamy zaległosci :) Przez ostatnie dni mielismy dużo gosci i dużo pracy z maluchami. Odwiedzamy codziennie miasteczko, żeby maluchy poznały hałasy cywilizacji, oglądamy inne pieski - bo nie wszystkie sa małe i rude :) Uczymy się chodzić w obroży i na smyczy. W sobotę, 2 suczki pojechały z nami na zajęcia psiego przedszkola które prowadziłam, obejrzały owczarka niemieckiego, obwąchały borzoja, labladora i norweskiego szpica. Poklikalismy trochę i zjedlismy maaaasę smakolyków ! A po powrocie opowiadały reszcie o kosmitach które widziały :) W niedzielę odwiedziła nas Paulina - zaprzyjaźniona trenerka Wesołej Łapki, i przeprowadziła testy psychiczne szczeniąt. Wyniki są dosć podobne, cały miot jest zrównoważony, opanowany, chętny do kontaktu i współpracy z człowiekiem. Niektóre pieski mają większy poziom energii, inne mniejszy, więc każdy właciciel dostanie takiego o jakim marzył :)
Opis testów można przeczytać tutaj, a wyniki obejrzeć tutaj. Testy nagralismy na video i jak uda mi się znaleźć trochę czasu, zamieszczę na stronie przynajmniej jeden :) A tymczasem zrobilismy nowe zdjęcia w pozycjach wystawoych i otworzylismy galerię 8 tygodnia, bo jak się niespodziewanie okazało, maluchy skończyły w piątek 7 tygodni!

03-04.04.11
Z każdym dniem pędraki coraz bardziej się rozkręcają. Biegają po całym domu, rozstawiają po kątach starszaki, próbują włamać się do szafek z żywnoscią i mają węch absolutny - gdy tylko siadamy do sniadania zaczyna sie koncert i żądanie wpuszczenia ich do kuchni. Dostały ostatnio duże kosci cielęce i zaraz je wytarzały w ketowiskach, więc dużo nie zjadły. Umyjemy i będzie na następny dzień, choc połowę zdążyła zjesć Saba z Zuzą. Potem oczywiscie biegną do maluchów żeby im zwrócić. Obie ! Rozpoczelismy wycieczki do miasteczka, zabieramy po 2 maluchy do auta a potem na rękach ogladają ruch uliczny i oczywiscie są miziane przez spotkane dzieci. Widać że te co juz zaliczyły wycieczkę, czują się tak pewnie po popwrocie, że rozrabiają jak pijane zające. Chyba czują się ważne :)
Z domowych zniszczeń - przewrócone i obgryzione krzesło w kuchni, na straty spisałam łazienkowy dywanik, zdążyłam zabrać tubkę pasty do butów zanim ją przegryzły - zaginęła pół roku temu i proszę jak łatwo się znalazła :) Ostatnie spodnie mają wielką dziurę na udzie i po 2 rozdarcia na łydkach. Wojtek stracił polar bo za nisko położył. To chyba wszystko, przeważają straty ubraniowe.
Dzis maluchy zapoznały się ze sniegiem ! Na to nie mogłam liczyć w maju, a jednak ! Żeby dojsc do misek ze sniadaniem, musiały się przebić przez zaspy opadłego z dachu sniegu. Zaliczylismy też kilka grzmotów i owczarka sąsiadów :)

29.04 -02.05.11

Wojtek wyjechał i zostałam z piraniami sama :) Wstaję o 7, idę spać o 2 w nocy i nijak nie mogę znaleźć czasu żeby usiąsć do komputera. Niby nic ważnego nie robię - karmię, sprzątam, karmię , sprzątam.... ale jakos dużo czasu to zabiera :)
W ciągu tych kilku dni maluchy bardzo urosły, zwłaszcza uszy. Jedzą coraz więcej, a co za tym idzie, również coraz więcej... :) Niestety pogoda przestała nas rozpieszczać i towarzystwo rozrabia głównie w domu. Poznały resztę parteru, obejrzały pralkę w akcji, zaliczylismy kolejny przelot mysliwców, stada traktorów, oraz zabawę w aucie. Tapicerka ma jakies dziwne ubytki, następnym razem będe musiała wyłożycf auto pcv, bo nic innego nie jest w stanie oprzeć się zębom mlecznym. Mamy już za sobą pierwsze szczepienie, większosć nawet się nie obudziła w trakcie. W ogrodzie kończą żywot najlepsze krzewy borówek, mamy rozpoczęte prace budowlane w kilku miejscach - nie wiem co mają w planach, ale wygląda to jak mały parking podziemny, no i obszarpane najniższe gałęzie wszystkich modrzewi.
Ze zniszczeń dopisałam do listy kolejny tom dzieł zebranych Kolberga - Wojtek nie będzie zadowolony :), nową parę skórzanych butów, ale przyznaję się, moja wina, nie schowałam. Kilka doniczek z sadzonkami wciągnęły do pokoju, wysypały ziemię na podłogę i grupowo obsikały. Sprzątałam z radoscią na ustach, wrrr... Podłogę wyłożyłam folią z obawy że po tych pomysłach nie doczyszczę fug.
Odwiedziły nas kolejne dzieci, wydające przejmujące piski, biegające jak elektrony, dziwnym trafem o wiele lepiej radziły sobie z omijaniem szalejących pod nogami maluchów niż dorosli. I nie mogę nie wspomnieć o Amirku, naszym krewnym rodezjanie, który był równie szczęsliwy na widok szczeniaków co Watson. Czekamy na wizytę zaprzyjaźnionego buldożka - maluchy poznają wreszcie jakiegos kosmitę.

28.04.11 czwartek
Pewnie nikt nie liczył na tak szybki wpis, a tu ... niespodzianka :)
Zostało mi 13 minut do północy, więc nawet sie wyrobię. Dzis przebojem dnia była kosiarka. W każdym razie dla nas, maluchy nie zwróciły na nią zbytniej uwagi. Najpierw stała przed domem, została obwąchana, obsikana i porzucona. Po włączeniu - żadnej reakcji. Co prawda podjechanie na odległosć bliższą niż pół metra wywołuje w maluchach chęć odejscia na kilka kroków, ale bez paniki. Spełniło się tez moje zamówienie - przeloty lotnicze. Najpierw helikopter, a potem przez kilkanascie minut mysliwce. Przy pierwszym szczeniaki znalzały sie w 3 sekundy w namiocie, przy ostatnim kopały ochoczo w piaskownicy, nie zwracając uwagi na hałas. Wymęczylismy je również strzałami. Wiatrówka a potem nagrane odgłosy z broni automatycznej :) Nie wiem po co, ale mielismy nagrane. Może ktos kiedys nakręci Top Gun 2 lub 3 i bedzie potrzebował psa - statysty, to nasze będą jak znalazł.
Faza szaleństwa trwa nadal. Dzis w sposób całkowicie niezrozumiały maluchy przemiesciły stół nogami do góry. Nie wiem kiedy, w nocy nie było słychac żadnego hałasu, ale rano nie dało się nie zauważyć, że mebel zmienił pozyję. Pomijam że został od razu "zaznaczony" :) Znalazłam też na ich kocu parę zilonych rękawic ogrodniczych - chyba sąsiada, bo my takich nigdy nie mielismy, oraz gigantycznych rozmiarów, starą, wykopaną kosć. Czerwonej suni udało się wpasć do wiadra z wodą - próby czyniła od kilku dni, dzis wykazałam się brakiem czujnosci :) Mielismy grupową pogoń za żabą - zakończoną sukcesem, czyli niestety żaba nie żyje.
Przy kolacji brakowało nam 2 psiaków (co kilka minut je liczymy, bo zawsze sa jakies braki), po długich poszukiwaniach i okrzykach "spokojnie, na pewno gdzies spią" - okazało się że istotnie. Zielony chłopiec i różowa dziewczyna, odnaleźli się cali, na ganku, każdy w jednym zimowym gumowcu Wojtka. Moje chyba były za małe :)


26-27.04.11 wtorek-sroda
No i się zaczęło... Pomimo iż maluchy wchodzą w taką fazę rozwoju, gdzie nowe rzeczy powodują raczej reakcję unikania niż zbliżania, na razie badamy wszystko dogłębnie. Wąż ogrodowy przerobiły w nawilżający - na całej długosci ma małe dziurki, więc wykorzystamy go w cieplarce z pomidorami. Funkie chyba w tym roku nie rozwiną lisci, chyba że jakies jeszcze zostały - kiełkujące są swietne do sprawdzania ostrosci zębów. Kilka krzewów już poległo, jodła nadal walczy. Dziewczyny biegają i wąchają kwiatki - zjadły wszystkie kwitnące hiacynty. Fioletowy 2 razy stracił wstążeczkę - jest taki spokojny, nie odgryza się, więc jest atakiem wszystkich "walecznych" potworów. Wydra - ulubiona zabawka wszystkich miotów i niesmiałych kursantów na szkoleniach, straciła wnętrznosci, a było przy tym tyle zabawy, że maluchy postanowiły od razu wypatroszyć resztę pluszaków. Skrzydełka z kurczaka wystarczają max na pół godziny, więc musimy przejsć na większy kaliber. Stopniowo zabieramy każdego malucha pojedynczo do reszty domu, żeby nauczył się przebywać bez rodzeństwa. Watson powoli się oswaja z potworami, dzielnie znosi pojedyncze osobniki, ale jak goni go szóstka to jeszcze panikuje.
Z atrakcji mielismy wyjący alarm u sąsiada - bez wrażenia, oraz ciągnik, który wymiótł całą 13-tkę z podwórka w kilka sekund:) Barkuje nam przelatującej eskadry mysliwców - zazwyczaj latają przynajmniej raz w tygodniu, a od jakiegos czasu cisza - a tak by się przydały. Nie było też burzy, zaliczylismy jedynie mały deszcz.
W weekend kolejna sesja zdjęciowa w pozycjach wystawowych i pierwsza przejażdżka autem !


23-25.04.11 sobota - poniedziałek
W sobotę którys z sąsiadów prowadził intensywne prace budowlane, więc mielismy socjalizację z piłą, młotem pneumatycznym i innymi tego typu dźwiękami. Wieczorem, w porze kolacji męczymy maluchy odkurzaczem :) Osiągnelismy etap podejscia na pół metra do strasznego smoka, dzis kolejne próby. Przerobilismy też jazdę na rowerze, motor, płaszcze, okulary słoneczne i różne nakrycia głowy. Słuchamy też startujących samolotów z cd, żeby te maluchy które emigrują, nie bały sie na lotnisku.
Maluchy zapuszczają się coraz dalej w ogród i smielej podchodzą do bramy, gdzie po drugiej stronie groźnie warczą auta. Dopadły też sadzonki pomidorów, więc musimy posadzić nowe, ale zmotywowało nas to do szybkiego ogrodzenia warzywnika. Raz w tygodniu robimy manicure i co jakis czas próbujemy odczyscić jakąs gapę, która za długo siedziała pod samochodem. Jeszcze z tydzień i będziemy mieć czyste podwozie. Menu też nam się zmienia, do cielęciny dodalismy kaczkę mieloną z kosćmi, indyka i wołowinę z warzywami. Dzis był też biały ser z jogurtem, jajkiem i bananem - poszło jak zwykle migiem. Co jakis czas maluchy dostają też namoczoną karmę, gdyż niestety nie wszyscy własciciele chcą dalej karmić barfem. No i standardowe danie które oszczędza nasze kostki - kosci do obgryzania :)

22.04.11 - piątek
Z dziennika powoli robi się tygodnik :) Mamy sporo odwiedzin i mało czasu na prace pisemne. Maluchy są bardzo grzeczne - wyjątkowo, ale i tak staramy się zapewnić im dużo różnych bodźców i zajęć. Czas wolny spędzamy głównie w ogrodzie, poznajemy nowe nawierzchnię, nowe osoby i psy. Dzis zapoznawalismy się z akitą z sąsiedztwa. Maluchy były zaintrygowane, tylko Zuza miała trochę inne poglądy na temat zawierania nowych znajomosci. Sabcia przejęła na siebie obowiązek wychowania i pilnuje porządku jak kapral w wojsku. Ma niesamowity instynkt, każdy zjedzony posiłek natychmist zwraca maluchom, jak drapieżnik w naturze, musimy ją więc zamykac po posiłku :) Za to Zuza kradnie jedzenie maluchom, więc jej też trzeba pilnować. Przypomniała też sobie że ma zaległe prace wykopaliskowe sprzed porodu i nadrabia ile się da. Wykopała w ciągu kilku ostatnich dni dwa jałowce.
Dzis mielismy w rozkładzie dnia socjalizację z dziećmi, odkurzaczem, taczką i rowerem. Opony przeżyły, za to Wojtek trochę pomarudził nad powyginanymi szprychami i na następne zajęcia mogę wziąc już tylko swój rower :)

18.04.11 - poniedziałek
Mamy trochę zaległosci które postaram się uzupełnić. Pogoda w zeszłym tygodniu nie pozowliła nam na długie zwiedzanie swiata, więc maluchy szalały w domu. Efektem był brak czasu na siedzenie przy komputerze. Zakupilismy kolejne 2 mopy i teraz sprzątmy na 4 ręce :) Ponieważ szczeniaki są dokarmiane, ani Zuza ani Saba nie sprzątaja po nich - cała przyjemnosć spada na nas. Olały legowisko, więc wprowadzilismy zmiany konstrukcyjne, częsć scianek posłużyła do odgrodzenia kominka i szafki - może przeżyją. Wojtek rozmysla jak tu uchronić pozostałe meble przed zjedzeniem, ale studia muzyczne nie bardzo się do tego przydają, gdyby był inżynierem pewnie byłoby już po problemie :) Możemy ewentualnie zastawić sofę kontrabasem :))) Maluchy oswajają się z rożnymi dźwiękami cywilizacji, gdy sa w domu, puszczamy im CD z głosnymi dźwiękami. Mają też metalową miskę, ktora posmarowana masłem wzbudza takie emocje, że wydawane przez nią dźwięki przestały być straszne. Na swoją kolej czeka jeszcze odkurzacz, na razie stoi w pokoju i jest obgryzany.
Weekend spędziłam na seminarium o BARF, prowadzonym przez Jana Larsena z Danii - informacji przywiozłam tak dużo i są tak niesamowite, że na pewno za kilka dni umieszczę artykuł na stronie, o żywieniu barfem i suchymi karmami. Zatrzymali się u nas przyjaciele, więc maluchy miały z tej okazji możliwoć odgryzać inne uszy niż nasze.

 
A dzis piekna pogoda i legalnie przenieslismy się na dzienne harce do ogrodu. Maluchy wytropiły też kosci, dopadły, poszarpały, i obgryzły, czyli zachowały się jak rasowe drapieżniki. Miały okazję intensywnie poużywać nosa i mózgu, więc potem padły spac na kilka godzin. No i miałam do wieczora spokój z gryzieniem wszystkiego.
W piątek zaczelismy 5 tydzień życia i z tej okazji powstała kolejna galeria.

12.04.11 - wtorek
O nocnych ekscesach nie wspomnę, bo nudno ciągle czytać o tym samym, ale jazda była niezła. Tym razem pomarańczowa była grzeczna, ale...
Maluchy tak się przyzwyczaiły do jedzenia z misek, że już prawie normalnie jedzą, jeszcze tylko kilka gap musi wejć do mleka żeby je zjeć. Potem większosć jest w białe plamy, które po wyschnięciu wyglądają jak wysypka :) Mielismy szczęscie i udało się na godzinę wyjsć na taras. Najpierw niesmiałe wystawienie noska, niepewny krok w stronę otwartych drzwi i pierwsze zetknięcie z nieznanym. Wyniosłam psi ponton, żeby miały jakies bezpieczne, znane miejsce i stamtąd robiły wycieczki po tarasie. Dalej nie odważyły się zejsć, ale wąchały, wąchały... A niedługo potem zaczeło tak wiać, że ta mniejsza połowa omal nie odleciała, a reszta zaczęła się trzęsć z zimna - więc zarządziłam powrót do domu. Spały potem do samego wieczora. Już się boję co to bedzie się działo w nocy :)
Uatrakcyjnilismy pokój, maluchy mają namiot gdzie chowają się przed dyscyplinującym nosem Saby, tunel w którym jeszcze żaden nie nasikał, ale to pewnie kwestia czasu, pudełka-domki, gdzie moga sobie przechodzić różnej wielkosci otworami, no i przemeblowalismy pokój, żeby zrobić więcej miejsca na zabawę. Z pluszaków wyeliminowały z użycia : kaczuszkę, kolejnego zajączka, 2 nietoerze, misia i gumową piłeczkę. Wszystkie zostały zużytkowane jako toaleta. Ja nie wiem jak, chyba załatwiały się stojąc na przednich łapach, bo te pluszaki były większe od nich !
Zielony piesek, zwany przez nas Mrówą (bo wszędzie się wcisnie), wcisnął się pod regał gdzie zasnął, czym przyprawił nas omal o zawał - przez pół godziny szukalismy zguby. Nie wiem czemu tam jest tak fajnie, bo żeby wejsć musiał się wczołgać i to z dużym trudem. Może chciał się zaprzyjaźnić z pająkiem.

11.04.11 - poniedziałek
Przecenilam swoje siły :) Smiałam się z Wojtka że tak szybko się poddał, a tymczasem...
O północy maluchy wylądowały w kojcu. 2 godziny później były rzeźkie i wyspane, a ja wręcz przeciwnie :) Przeczekałam największe szaleństwo i już zasypiałam, gdy okazało się że pomarańczowa sunia pokonała sciany legowiska i radosnie wdrapała się na mój materac. Próby przesiedlenia nie udały się, musiałam podzielić się poduszką. Gdy zasnęła mocno, przeniosłam ją do legowiska. Dwie godziny później mokry język wpakował mi się do ucha :) Wróciła jak bumerang. Przerobiłysmy spanie w różnych konfiguracjach - ona na poduszce, ja bez, ja na poduszce ona na mojej szyi... I tak kilka sesji. O 7 rano wreszcie odpusciła i pospalismy do 9 :). Chyba powinna trafić do Austrlii albo USA, akurat wpasuje się w odpowiednią strefę czasową.
Po 2 godzinnej sesji piłowania 260 pazurków - zaczęły to lubić po zachęcie w postaci serka, oraz nieudanych próbach utrzymania chłodnych okładów z kapusty na Zuzi (zjadła wszystkie), zaczeły się zabawy w ganianego, oraz pierwsze próby zamordowania zajączka oraz siebie nawzajem. Zęby rosną w oczach :) Dwa dni temu ledwo wychodziły przez dziąsła, a teraz to już prawdziwe kły. Trzeba oczywiscie wypróbować nową broń, najlepiej na nas, rodzeństwie i pluszakach. Zajączek stacił połowę wnętrznosci, na szczęscie mamy ich całe pudełko. Z niecierpliwoscią czekamy na poprawę pogody, i my i maluchy tęsknie wygladamy przez okna.

09-10.04.11 - sobota/niedziela
Akcji terrorystycznej częsć dalsza. Kolejne 2 noce z przygodami, tyle że do strajku pomarańczowej przyłączyły się 2 kolejne psiaki. Ja odpadłam, Wojtek przejął nocne dyżury i - jak się dzis okazało, jego sukces polega na tym, że zabiera je ze sobą na materac :) Więc ja wracam dzis na postarunek, nie może być tak że już od 4 tygodnia spią w łóżku ! Powalczymy trochę dłużej :)
Zakończylismy okres przejsciowy, zaczyna się faza socjalizacyjna. Będzie trwać do 10 tygodnia. W tym czasie wyrzynają się zęby, otwierają się uszy, zanika odruch ssania. Matka już stopniowo ogranicza karmienie, więc szczeniaki przeżywają pierwszą frustrację. Trwa rozwój układu nerwowego i nadal rozwija się wzrok. Pojawia się mimika, maluchy kierują uwagę na rodzeństwo, rozpoczyna się celowe poruszanie i zabawa przedmiotami. Również w tym czasie maluchy poznają zastosowanie sygnałów grożących, submisywnych i uspokajających. I najważniejsze - szczeniaki są w stanie budować reakcje warunkowe - czyli UCZYĆ SIĘ ! Do ok. 5 tygodnia przy poznawaniu nowych rzeczy czy sytuacji, przeważa tendencja do zbliżania się, potem przeważa unikanie. Wykorzystanie tego w praktyce oznacza, że będziemy zapoznawać maluchy z dużą iloscią nowych bodźców, bo to czego nauczą się w tym czasie, będzie odporne na wygasanie i ma trwały wpływ na późniejsze zachowanie.
Zaczelismy od różnorodnych zabawek, oraz nowych osób. W weekend przybyli pierwsi goscie i maluchy zostały dokładnie wymiziane. Poznały zapach i dotyk innych osób niż my. Był to test dla Zuzy, czy agresja macierzyńska już wygasa - wydatnie pomaga w tym fakt, że młode gryzą ja w czasie ssania :) Maluchy ciekawie wyglądają przez drzwi na taras, ale gdyby wyszły przy tej pogodzie pewnie odleciały by, tak ja kosz na smiecie i wycieraczki...
Aha, prawie zapomniałam, nastąpiła pewna zmiana żywieniowa, maluchy po raz pierwszy spróbowały surowego mięsa. Oczywiscie ... oszalały ze szczęscia, nawe Zuza przegrała konkurencję z cielęciną.

08.04.11 - piątek
Trzeci tydzień za nami, teraz będzie coraz bardziej wesoło. Każdego dnia widac różnicę, maluchy robią się bardziej żwawe, mniej spią, więcej rozrabiają. Wypuszczają się już na dalekie wycieczki w narożniki pokoju. Zielony piesek zgubił się dzis 2 razy pod sofą, musielismy organizować ekspedycję ratunkową. O siedzeniu w legowisku nie ma mowy, więc już tylko na noc zostają podstępem umieszczone w zamknięciu, a rano niecierpliwie domagają się wyjscia. Zasuwają coraz sprawniej na łapkach, zaczynają się gonitwy i pogonie. Mamy też jedną terrorystkę - pomarańczowa sunia za nic w swiecie nie daje się wsadzić wieczorem do legowiska. Mamy przegląd piosenki psiej, trwający - próbowałam przeczekać - 40 minut ! Po wyjęciu z legowiska zasypia na podłodze przed, delikatnie wkładam ją spowrotem - i mamy bisy. Taka runda trwa 4-5 powtórzeń aż wreszcie zasnie na tyle mocno, że nie zauważy zmiany lokalu.
Błękitny psiak ma męczące hobby, załatwia się wyłącznie na czyms. Załatwił nam już gumową żabkę, nietoperza (jutro wyjmę z pudełka mamę nietoperza i zobaczymy co on na to) oraz ... mopa.
A u starszaków ... wyscigi -kto pierwszy do sprzątania. Saba z Zuzą walczą o to kto posprząta po szceniakach. Najczęsciej wygrywa niestety Zuza. Niestety bo nie robi tego tak dokładnie jak Sabunia. No i obie mają okropny zwyczaj przychodzenia do maluchów chwile po tym jak zasną, lizania i sprawdzania czy wszystko w porządku. Dzieciaki się oczywiscie budzą i zabawa zaczyna się od początku. A tak czekam na te chwile spokoju...
Omal nie zapomniałam - dzis zaliczylismy odrobaczanie. Pełne zaskoczenie, bo wszystkim poza jednym maluchem - smakowało ! Nawet Zuza wylizała kieliszek po preparacie :)

06.04.11 - sroda
Oj dużo się działo. Maluchy od rano podniosły bunt i odmówiły siedzenia w legowisku. Zostawiłam otwarte drzwiczki i cała banda zaczęła penetrować pokój. Potem, zaanektowały psi ponton i tam stworzyły sobie bazę wypadową do wycieczek. Rytuał wygląda tak, że spią godzinę, potem przez kwadrans rozrabiają i znów idą spać. Po drzemce grzecznie schodzą z pontonu i idą zrobić siku kilka kroków dalej ! Ani jeden nie załatwił się na materacu :)
Zmienilismy wstążeczki na nowe i większe.
Żółta sunia przegoniła masą złotą, teraz ona wygląda jak wieloryb. Biała ma ulubione zajęcie - ciągnięcie rodzeństwa za ogon. Karmelek udaje się na samotne wycieczki po pokoju, gdy reszta spi. Czerwona ma zaczepny charakter, co chwila podgryza uszy i pyszczki. Zielony robi za gapę, zawsze się gdzies zaszyje gdy jest pora karmienia i musi mieć indywidualne sesje. No i Sabunia - wreszcie Zuza pozwoliła jej zajmować się dziećmi, więc jest w swoim żywiole. Wylizuje, sprząta, zagania, biegnie sprawdzić każdy pisk... podczas gdy Zuza wypoczywa rekreacyjnie na sofie.


05.04.11 - wtorek
Okazało się dzis, że maluchy słyszą ! Chyba nie wszystko, bo przy Mozarcie spały, ale za to Sinatra poderwał je na łapki :) Mają dobry gust !
Zuza mimo że pełna mleka, ogłosiła strajk. Po krótkim sledztwie, okazało się ze szczeniakom wyrzynają się zęby. Dostały do gryzienia nasze ręce, i oczywiscie włączylismy dokarmianie. Jak zwykle mleko najlepiej smakuje zlizywane z rodzeństwa, a do miski trzeba wejsć łapkami, bo tak najlepiej się pije. Sikają jak oszalałe, nastawiam 2 pralki dziennie, a drybedy zmieniamy rano i wieczorem :)
Na krótkie spacery poza legowisko wychodzą już wszystkie, ale na razie nie dalej niż metr :) Różowa zabłądziła pod biurkiem i trzeba było wysyłać ekipę ratunkową, za to granatowy chłopczyk okazuje się oazą spokoju - nic nie jest wstanie wytrącić go z równowagi, prawdziwy stoik. Wszystkie zaczynają interesować się sobą wzajemnie i zabawkami w legowisku, choć i tak największą atrakcją jest Zuza.

03 -04.11 - niedziela/poniedziałek
Odwiedziła nas Agnieszka, włascicielka Toffika. Maluchy miały okazję powąchać obcą osobę, na początku trochę nieufnie, ale po chwili już została wyssana za nos i przetrwała pierwsze próby obgryzienia palców. Okazała sie również utalentowana w temacie ustawienia szczeniąt w pozycji wystawowej, więc zwykła sesja zdjęciowa przekształciła się w szkolenie z targetowania i pierwsze próby ustawienia maluchów. Bardzo pomocny okazał sie jak zwykle serek waniliowy, wzmagający motywację do stania :) Lub czołgania, lub wyciągania się jak jamnik... Efekty naszej zabawy można obejrzec w indywidualnych galeriach szczeniąt.



02.04.11 - sobota
Zaliczylismy pierwszą grupową ucieczkę z legowiska. Sezon rozpoczęła czerwona suczka, która wdrapała się na otwarte drzwi, rozejrzała, po czym bez wahania skoczyła w dół. Wysoko nie było, kilkanascie cm, ale można to porównać do pierwszego kroku na księżycu :))) W jej slady zaraz poszła różowa, a potem zadziałał instynkt stadny i cała reszta wisiała na drzwiczkach. Nie bylismy przygotowani na taką okazję, więc banda wylądowała na terakocie, gdzie rozjechały im się łapki. Położyłam kocyk, ale nowe podłoże było ciekawsze. W legowisku też dużo się dzieje, maluchy zauważyły siebie wzajemnie, zaczynają się pierwsze zaczepki, ciągnięcie za ucho, sprawdzanie co też siostra ma w pyszczku... Najgłosniejsze są momenty, gdy grupa idzie spać i zawsze znajdzie się jakis jeden rozrabiaka cierpiący na bezsennosć, który depcze spiących. Wyrwane z letargu brutalnym nadepcnięcie na żołądek, robią karczemną awanturę.
Jutro postaramy zrobić więcej indywidualnych zdjęć.

01.04.11 - piątek
Zaczelismy 3 tydzień życia, okres przejsciowy jako kolejny etap rozwoju, potrwa ok tygodnia. Rozwój układu nerwowego jeszcze nie jest zakończony, oczy sa już otwarte ale nie mają pełnej sprawnosci.
Maluchy zaczynają zauważać otaczający je swiat. Co prawda w niewielkiej odległosci, kilku cm, ale smok i piłeczka zostały obwąchane, na wszelki wypadek polizane, a smok robi furorę jako poduszeczka.
Wykonalismy pierwszą próbę podania mleka dla szczeniąt - pełen sukces ! Nikt nie grymasił, spodek został wylizany, a potem nastąpiło wzajemne wylizywanie swoich uszek, łapek... i wszystkiego co było w mleku.
Na wadze już się nie mieszczą, wszystkie przekroczyły 1 kg. Zuzia weszła na kolejny poziom przemiany materii - zjada 2,5 kg mięsa dziennie, nie licząc innych dodatków - sera, jogurtu, ryżu, bananów, ryb... Wszystko idzie w mleko, a ona nadal szczupła. Ile kobiet by tak chciało...

31.03.11 - czwartek
Nadrabiamy zaległosci.
Dzis maluchy kończą 2 tydzień ! Z tej okazji oficjalnie przestały być chomikami a zaczęły małymi pieskami. Nawiązują już kontakt z człowiekiem, rozpoznają nasz zapach, przybiegają gdy wchodzę do legowiska. Oczy otwarte, uszka jeszcze nie. Szczekają, ssą ręce i swoje uszy nawzajem. Siusiają już jak szczeniaki, czasem siadają i oglądają swiat. Żółta sunia debiutowała wyjsciem z legowiska. W zasadzie to było raczej wypadnięcie, wdrapała się po spiącym rodzeństwie, wychyliła przez uchylone dzwiczki i... bęc ! Złota to prawdziwy smok, nazywamy ją domowo "żaba", bo czasami jest szersz niż dłuższa, największy żarłok. Różowa sunia najlepiej zasypia na szyi mamy, "karmelek" czyli brązowy chłopak poczuł geny przodków. Między 2 a 3 w nocy, czasem sobie... wyje :) Taki mały wilczy brat. No i nie mozna nie wspomnieć o zielonym - największa przytulanka, jak mruczy i nie może zasnąć, biorę go na kolana, łapie pyszczkiem za rękę i od razu spokojnie zasypia.

28.03.11 - poniedziałek
Kolejna noc udana, udało nam się wyspać :) Maluchy robią coraz dłuższe przerwy pomiędzy posiłkami, ale nadal musze spać obok legowiska. Gdy przenoszę się do sypialni - Zuza również. W stymulacji neurologicznej osiągnęłam szczyty - 17 minut na wszystkie szczeniaki. Do tego znów komplet obciętych pazurków, ważenie... i to w zasadzie wszystko. Prawdziwa praca zacznie się gy maluchy zaczną chodzić i wyjdą z legowiska :) Otwierania oczek ciąg dalszy. Nie dzieje się to z dnia na dzień, oczy otwierają się stopniowo, powoli, a "normalnie" widzieć psiaki będę dopiero ok 7 tygodnia.
Mimo wszystko, nie udało mi się dzis popracować. Zabrałam nawet materiały do boxu ze szczeniakami, ale cały czas spędziłam na obserwacji maluchów.
Ze spaceru wróciłam za to w szoku. Niewątpliwie idą swięta. Polacy robią porządki - las pełen smieci. Budowlany second hand - stare kible, poprute wersalki, worki z cementem... Zawsze jak wyjeżdżam do Skandynawii, zastanawia mnie czym oni się od nas różnią, że potrafią szanować przyrodę? Nie udało mi się znaleźć w fińskim lesie nawet jednego papierka. W Danii owszem - puszki po polskim piwie.

27.03.11 - niedziela
Dzis maluchami zajmował się głównie Wojtek. Ja po powrocie ze szkolenia zabrałam dziewczyny na spacer - pierwszy dłuższy po porodzie. Zuzia już przestała nerwowo oglądać się w stronę domu. Upolowała na spacerze mysz ! Nie wiem czy to instynkt mysliwski, ale na wszelki wypadek zwiększyłam jej dawkę żywieniową, mimo że i tak wsuwa 1,5 kg mięsa dziennie.
Sabunia udaje że spi, czeka aż Zuza wyjdzie z pokoju i truchtem leci do maluchów, wącha, wącha... i szybko wraca na fotel gdy słyszy wracającą Zuzkę. Żeby oswoić Watsona ze szczeniakami, bawilismy się w szukanie karmy. Pochowałam kulki whiskasa w pokoju z maluchami i pozwoliłam psiakom szukać. Wati był trochę niespokojny, ale żaden szczeniak go nie złapał za nogę, więc wytrzymał do końca :)
Poza tym zestaw codzienny - stymulacja, kontrola wagi i ... sprawdzanie które psiaki otwierają już oczy. Jeszcze kilka dni....

26.03.11 - sobota
Dzień rozpoczął się dosć smutnie. Nasz kotka, Gąbeczka, ktora spędziła z nami 8 lat odeszła w nocy za tęczowy mostek. Będzie nam jej bardzo brakować.
Psiaki w większosci posuwają sie już na 4 łapkach. Różnie im to wychodzi, czasem sie przewracają, ale dzielnię prą naprzód. A nawet w kółko :) Pazurki znów obcięte, mimo to Zuza ma podrapaną skórę na brzuszku, więc po karmieniu ucieka z legowiska odpocząć na sofie. A żółta sunia jako pierwsza zaczyna otwierać oczka !
Zaczynamy mieć problemy z ważeniem, maluchy przestają się miescić na naszej kuchennej wadze.

25.03.11 - piątek
Maluchy skończyły 1 tydzień, otworzylismy galerię drugiego tygodnia.
Przybierają na wadze w miarę równomiernie, choć wczoraj 2 maluchy zwiększyły wagę jedynie o kilka gram. Sprawdzamy to codziennie i pilnujemy aby dostawiać do karmienia te najmniejsze szczeniaki, co jest o tyle skuteczne, że następnego dnia okazuje się że przybrały najwięcej :)

Jestesmy w połowie fazy rozwojowej zwanej neonatalną. Oznacza to że maluchy jeszcze nie mają rozwiniętego układu nerwowego, nadal są zamknięte oczy i uszy. Zmysły które funkcjonują to węch, smak, dotyk i temperatura. Nadal brak termoregulacji, muszą być trzymane w cieple, bo nie są w stanie same utrzymać temp swojego ciała. Wykresy encefalograficzne wykonywane w ty okresie rozwojowym, nie wykazują różnicy pomiędzy fazą snu i aktywnosci.

p.s. nocny seans filmowy nosił nazwę "Ludzie koty". Nie polecam.

24.03.11 - czwartek
Wiem że to nie na temat, ale nie mogę sie powstrzymać. 2 w nocy, maluchy postanowiły poszaleć, przestałam liczyć na sen, włączyłam wspomaganie wizualne (TV) zachęcona ostatnimi doswiadczeniem a tu taka niespodzianka. Zmutowane jaszczury z kosmosu, zakładają na Ziemi uprawę zmutowanych insektów. Walczą z nimi dzielni amerykańscy marines. Nie wiem kto wygrał, nie dałam rady wytrwać do końca. Zastanawiam sie teraz czy ktos układa ten program na podstawie kalendarza moich miotów? Czy to jednak norma z ktorą nie miałam okazji się zapoznać? Przy poprzednim miocie też był festiwal filmów o mutantach, a ja w zasadzie oglądam TV tylko gdy mam szczeniaki :) Zobaczymy co bedzie dzis. Wybór nie duży, bo odbieram tylko pr. 1 i 2 :)) Kochani, może zacznijmy płacić ten abonament ...
No dobrze, zmiana tematu. Przyznaję, że nie zrobiłam dzis żadnego zdjęcia. Najpierw sprzątenie, potem stymulacja neurologiczna, ważenie maluchów, sprzątanie legowiska, obiad musiałam ugotować, bo Wojtek schudł 5 kg od czasu szczeniąt i pytał czy postanowiłam go odzwyczaić od jedzenia.. I tak zeszło, a wieczorem szkolenie. Wracam i co widzę? Żółta i różowa suczka zasuwają na 4 łapkach !!! Bardzo szybko się rozwijają, zazwyczaj chodzenie zaczyna się ok 10 dnia, a my dzis kończymy tydzień. Obieuję że jutro nadrobię zaległosci.

23.03.11 - (sroda)
Osiągnelismy sukces w temacie zastoju mleka. Nie ma sladu po problemie, tylko ręcę mnie trochę bolą po 12 sesjach masażu :) Maluchy robią już dłuższe przerwy w karmieniu, Zuza wyskoczyła więc na dłuższy spacer. Nawet Watson odwiedził dzis pokój z maluchami, ale suszonej kosci nie chciał tam zjesć, zabrał "do siebie". Czekamy niecierpliwie aż dzieciaki zaczną chodzić, otworzą oczy i zacznie się faza socjalna. A to już za kilka dni...

22.03.11 - (wtorek)
Ze zdziwieniem zauważyłam jak bardzo maluchy urosły ! I już prawie chodzą :) Uwieczniłam na filmie różową sunię, która zasuwa po legowisku w niezłym tempie.
Obcięłam 260 pazurków ! Zajęło mi to ponad godzinę, trzeba było poczekać aż zasną, podkrasć się znienacka i nie dotykając łapki ciąć. Przydały się zajęcia ze strechingu :) Za 3-4 dni powtórka, bo pazurki rosną jak szalone i maluchy zaczynają kaleczyć Zuzię.
Zator mleczny udało nam się rozmasować i zniknął, ale... pojawił się w sąsiednim sutku :) Zastanawiam się czy to z powodu miłosci do kapusty?
Maluchy zaczęły szczekać. Brzmi to bardzo smiesznie, robią to wyłącznie przez sen. A my w tym czasie obejrzelismy całkiem dobry film, w porze o której normalni ludzie spią (2 w nocy - gdyby nie szczeniaki nie mielibysmy szans :) W normalnej porze oczywiscie nic ambitnego nie ma.


21.03.11 - (poniedziałek)
Powoli wpadamy w rutynę. Najpierw sniadanie dla dorosłych psów- Zuza czeka od 5 rano :), potem sniadanie dla nas, sprzatanie legowiska, stymulacja neurologiczna maluchów, spacer - Zuzia dała się dzis wyciągnąć na krótką włoczęgę. Potem obowiązki zawodowe. Dzis doszło mi nowe zajęcie - Zuzi zrobił się zator mleczny więc kilka razy dziennie robimy ciepłe okłady i masaż. Pilnujemy aby nie przeszło w stan zapalny. Próbujemy tez okładów z lisci kapusty, ale to wymaga siedzenia i pilnowania, bo Zuza uwielbia kapustę i okład znika w 3 sek.
Maluchy lada dzień podwoją swoją wagę urodzeniową, rosną w oczach! Zasuwają już po legowisku jak małe torpedy, zwłaszcza gdy sprawdzam ds - uciekają jak szybko się da. Oczywicie jeszcze nie chodzą, ale swietnie sobie radzą jako płazy :)
W ciągu dnia jest dosć spokojnie, za to jak zbliża sie północ i niesmiałe plany żeby pójsć spać - zaczyna sie impreza. Nie wiem czemu uaktywnieją się akurat o tej porze, może to odzywają się australijskie geny Zuzy i tamta strefa czasowa? Zaczynam być na bieżąco z nocnym programem TV :)


20.03.11 - (niedziela)
Dzis był bardzo pracowity dzień. Rozpoczelismy program SUPER DOG - czyli program wczesnej stymulacji neurologicznej. Co to takiego - przeczytajcie tutaj. Zaczelismy od miziania małych stópek, zmiany pozycji i spaceru po zimnym ręczniku. I tak będzie codziennie przez najbliższe 2 tygodnie :) Potem była sesja zdjęciowa, która srednio nam wyszła, Wojtek jednym okiem oglądał skoki narciarskie, więc połowa zdjęć jest nieostra. Jutro powtórka.
Maluchy jedzą i spią na zmianę. Zuza zaczęła sprzątać, więc trochę odetchnęłam. Trwają nocne koncerty, chóralne i solowe. Policzyłam ostatniej nocy najdłuższą przerwę w wokalizach - 2,5 minuty! Jak jedna grupa skończy i zasnie, zaczyna następna. I od czasu do czasu solówki. Rekompensujemy to sobie wąchaniem :) Szczeniaczki pachną jak mleko z miodem i większosć nocy spędzam z nosem w małych "chomikach".

19.03.11 - (sobota)
Wiadomosci z frontu. Mamy niedobory snu :) Pilnujemy Zuzy i maluchów na zmianę, sprawdzając czy mama zmieniając pozycję nie przygniecie jakiegos szkaraba, czy każdy włóczykij trafi spowrotem do mamy - w przeciwnym razie tak krzyczy że Zuza bardzo sie niepokoi, oraz czy temeratura w legowisku jest własciwa. Szczeniaki nie mają jeszcze termoregulacji i jesli temp ich ciała spadnie za bardzo, matka przestanie je karmić i odrzuci. Tak więc w jednym pokoju mamy klimat tropikalny :)
Wszystkie grzecznie przybierają na wadze, a dla nas to oznacza... sprzątanie. Tak, Zuza bojkotuje wszystkie pozostałosci po maluchach :) Zastępuje ją babcia Saba gdy Zuzia wyjdzie do ogrodu lub kuchni. Watson tradycyjnie popadł w depresję - zapach szczeniąt go zniesmacza, a ponieważ nasze życie przeniosło sie do pokoju z maluchami, siedzi sam na swoim fotelu wyczekując spaceru z panem.
W galerii nowa porcja zdjęć, jutro zrobimy indywidualne portrety i rozpoczniemy program SUPER PIES !



17-18.03.11 (czwartek / piatek)
Maluchy przyszły na swiat !
Zuza nie wyglądała na zainteresowaną porodem, kopała przez chwilę w sofie, pomarudziła i tyle. Wybrałam się więc na zajęcia naszej szkoły, gdy prawie pod salą zadzwoniła Wojtek - wracaj, zaczęło się ! Zajęcia poprowadziła Agnieszka, a ja zaczęłam przedierać sie przez korki. Skurcze zaczęły się ok 18, a już o godz. 20.10 urodził się pierwszy piesek. Potem z częstotliwoscią co 15 minut - kolejne. Zdążyłam zważyć, obejrzeć, zawiązać wstążeczkę, wytrzeć... i trzeba było łapać następnego. Zeszło nam do 02.15 kiedy to urodziła się ostatni dziewczynka. Poród był dosć lekki (ciekawe co o tym sądzi Zuza :), maluchy i mama mają się dobrze. Jest ich 13, 7 suczek i 6 piesków.
Mamy już pierwsze "osobowosci", alpinista z brązową wstążeczką - jakims cudem rano jego wstążkę miała na sobie limonkowa sunia, oraz różowa awanturnica, która każde oddalenie od sutka oznajmia donosnym rykiem :)
Założylismy już galerię 1 tygodnia, zdjęcia będę sie pojawiać systematycznie, ale dzis ze względu na pogodę (ciemno za oknem) tylko kilka.

14.03.11 (poniedziałek (59 dzien ciąży)

Maluchy nadal w srodku, ale próbują już wyjsć :)

 

12.03.11 - sobota (57 dzień ciąży)
Rozpoczynamy końcowe odliczanie! Poród może się zacząć lada dzień, do następnej soboty mamy czas, choć Zuza jest już taka okrągła, że nie wiem jak mogłaby wytrzymać jeszcze tydzień. Ja na jej miejscu wolałabym juz urodzić :) Ale oznak porodu brak. Wykres temperatury przypomina ten z poprzedniej ciąży, a poprzednio rodzilimy 64 dnia... Brak prac budowlanych w ogrodzie, choć akurat by się przydały, zapomniałam jesienią przekopać warzywniak, więc byłoby jak znalazł. Apetyt ma nadal szalony, nawet zaliczyłysmy kilka treningów ostatnio - Zuza nadal daje radę zrobić slalom między moimi nogami, tylko muszę stawiać dłuższe kroki :) Tak więc czekamy, wszystko przygotowane, jedynie zapomniałam zupełnie o zbieraniu gazet ! Jesli będziecie wybierac się do nas w odwiedziny - zabierzcie wszystkie niepotrzebne gazety jakie macie, będe wdzięczna i przyjmę każdą ilosć.


 

A maluchy... rosną (mają ok 15 cm) , zawiązują im się zęby i przygotowują się do porodu, co oznacza że się strasznie wiercą :) Muszą się ułożyć tak, aby ich kręgosłupy były równoległe do kręgosłupa mamy. Ruchy te widać przez skórę na brzuszku, można to oglądać godzinami :)


08.03.11 - wtorek (53 dzień ciąży)
Hm, patrzę na zdjęcia poniżej i trudno mi uwierzyć że zrobiłam je zaledwie 2 dni temu, dzis Zuza wygląda dużo obszerniej :) Ale biorąc pod uwagę co dzis obejrzałam na zdjęciu rentgenowskim, to nie powinnam się dziwić. Jesli ktos ma ochotę pobawić się w szukanie szczeniąt, to zapraszam - zdjęcie po kliknięciu otworzy się w większym formacie.


Legowisko przeniesione obok kominka, od razu zyskało na atrakcyjnosci, Saba praktycznie z niego nie wychodzi. Zuza jest tam gdzie ja :) Najczęsciej w kuchni.
Poprzednim razem poród zaczął się w 64 dniu, więc i teraz tak się nastawiłam, ale patrząc na ilosć szczeniąt, nie sądzę aby Zuza tak długo wytrzymała. Być może już w weekend...


06.03.11 - niedziela (51 dzień ciąży)


Zuza jak widać coraz większa, tydzień upłynął nam na jedzeniu (zdjęcia robione przed obiadem, kwadrans później nie była już taka "szczupła"). Maluchy osiągnęły już 75% wagi urodzeniowej i mają ok. 12 cm. Pyszczki mają coraz bardziej podobne do psich, mineralizuje się układ kostny i trwa rozwój pozostałych układów.
Spacery coraz krótsze, a zadarza się że wystawiając nos na dwór, Zuza odmawia wyjscia na spacer. W sumie jej sie nie dziwię, bo ja też tylko ze względu na psy wychodzę w taką pogodę. Dzis snieżyca, jak to w marcu, więc wyjscia tylko w wiadomym celu:)
Poza tym, Zuza założyła sobie bazę w naszym łóżku i tam spędza większosć czasu, mam nawet podejrzenie że tam własnie planuje urodzić, bo legowisko tradycyjnie nie znalazło uznania w jej oczach. Może jak przeniesiemy je bliżej kominka, to zmieni zdanie.
Zupełnie niespodziewanie okazało się, że można już wyczuć ruchy szczeniąt. Po położeniu ręki na brzuszku, czuć że w srodku trwa impreza, zwłaszcza po spacerze. Niesamowite uczucie, niby wiem że w srodku są maluchy, ale dopiero jak poczułam to własną ręką, stało się realne. Do porodu jeszcze co najmniej tydzień, ale we wtorek wybieramy się na rtg i sprawdzimy ilosć kręgosłupów.

 


27.02.11 - niedziela (44 dzień ciąży)
6-ty tydzień za nami. W zasadzie niewiele się zmienilo. No, może poza obwodem w talii Zuzy i iloscią pochłanianego pożywienia. Zuza jest karmiona barfem, ale zmieniamy powoli wersję z mięsa i kosci na mięso i większą ilosc białka. Biały ser z bananem, miodem, płatkami, jajkiem i jogurtem na sniadanie, powoduje że pobudkę mamy zapewnioną o swicie. Zuzik dostaje też więcej warzyw i owoców, ale i tak uważa że za mało. Zmienia się też jej zachowanie, nie jest już zainteresowana tropieniem i zabawą z innymi psami, jest spokojniejsza, i spacery są coraz krótsze. Z 10 km zmniejszylismy dystans do 5, ale za parę dni pewnie i to będzie zbyt dużo.

A co u maluchów? Są już spore, mają ok 9 cm, trwa mineralizacja szkieletów, rosnie siersć, trwa rozprowadzanie pigmentu do centrów pigmentacji (wzdłuż grzbietu, wokół oczu i uszu). Zapewne będą to psy - melomani, bo u nas ostatnio sporo gosci - muzyków, a i Wojtek przygotowując się do audycji nie oszczędza naszych uszu. Pewnie razem ze szczeniakami nowe rodziny dostaną płyty cd z ulubionymi kawałkami maluchów :))
Legowisko odkurzone i odswieżone, czeka na montaż w przyszłym tygodniu. Zakupilismy worek pluszaków i chowamy przed Sabą, bo targa nią nieskrywana namiętnosć do misia - po kilku sekundach zaczyna wypruwać mu "flaki". Nie wiem czym sobie mis zasłużył na taką nienawisć.



19.02.11 - sobota (36 dzień ciąży)
Oficjalnie zaczynamy dziennik miotu! Trochę wczesniej niż poprzednim razem, ale postanowiłam dać okazję wszystkim chętnym, do obserwowania maluchów jeszcze w brzuszku mamy. Do momentu porodu, wpisy będą raczej jako "tygodnik" niż dziennik, ale potem się poprawimy :)
To już koniec 5 tygodnia ciąży i od wczoraj Zuza zaczyna wyglądać coraz bardziej "ciążowo". Talia znikła nie wiadomo kiedy, a apetyt jest nieustający. Nawet w najgłębszym snie Zuza usłyszy szelest w kuchni i już jest na miejscu. Spacery zaczynają być frustrujące (dla mnie), bo od wyjscia poza bramę trwa nieustające polowanie na wszystko co można zjesć. A na polskiej wsi dużo się "wala" jadalnych rzeczy: woreczki po chipsach, spleniały chleb, inne atrakcje i czasem niespodzianki - resztki zająca, którego upolowały bezdomne psiaki. Zanim zdążyłam zareagować, zniknęły w paszczy Zuzy. Razem z futerkiem oczywicie.
Po tym makabrycznym akcencie, trochę ciekawszych informacji.

Maluchy zaczęły rosnąć. Trwa rozwój układu kostnego, mineralizacja kosci i wyodrębniają się powoli organy wewnętrzne. Zaczyna także rosnąć siersć. Wielkosć płodów to ok 3,5 cm.
W mądrych książkach piszą, że na rozwój płodów mają też wpływ bodźce zewnętrzne, więc ograniczamy Zuzi możliwoć stresu, oraz zapewniemy dużo pieszczot i głaskania :) Co jej sie oczywicie bardzo podoba. W zasadzie ma 2 ulubione zajęcia, albo jedzenie, albo głaskanie :)

Zdjęcia z rozwoju ciąży pochodzą ze strony Moniki Tusanovej i jej swietnego projektu - Pregnancy Kalendar.